niedziela, 23 grudnia 2012

Rozdział 5

- Dalej cię to męczy? – zapytał Victor, przyglądając się niezbyt ciekawej minie swojej towarzyszki. Wybiegła gdzieś daleko myślami, co było wyraźnie widać. A on nie należał do osób, które lubiły gdy igrnorowało się ich monologi.
- Tak. – westchnęła, spoglądając na paddock. To nie był jej świat. Zdecydowanie wolałaby być teraz na którymś z kortów tenisowych i oglądać mecz, a potem o tym napisać. Uznała to za wyzwanie, któremu jako dobra dziennikarka musi sprostać jak najlepiej. Chciała, żeby Jamesowi opadła szczęka i postanowiła przyłożyć się do tego zadania, ale naprawdę marzyła by ponownie oglądać grę w tenisa. Nie po to się przemogła aby oglądać swoją ukochaną dyscyplinę bez łez w oczach, żeby teraz latać po jakiś torach.
- Zobacz ilu tu przystojniaków! – ożywił się mężczyzna, po odejściu kelnera. Amy pokręciła rozbawiona głową, zabierając się za swoją sałatkę. – No co trzeba wszędzie szukać pozytywów!
- Musisz mnie tego nauczyć.
- A ty znowu jesz to zielsko? Nie przesadzasz? – teraz to on pokręcił głową. Blondynka niewyraźnie zapytała dlaczego, co zabrzmiało bardziej jak „daleho” i obydwoje parsknęli głośnym śmiechem.
- No to masz okazję wszystko wyjaśnić. – rzucił Davis, dyskretnie wskazując w kierunku wejścia. Odetchnęła głęboko i ruszyła za mężczyzną.


Dla niego wyścig się już skończył. Reszta miała jeszcze wiele walki przed sobą. On zakończył rywalizację w tyle bolidu Williamsa i zareagował na to zupełnie jak nie on. Zamiast udać się spokojnie do swojej przyczepy, Button ruszył na Maldonado z ogromną chęcią objaśnienia mu do czego służą lusterka. W ostatniej chwili porządkowi przywrócili go do porządku. Usiadł przy stoliku najbardziej oddalonym od ludzi i ukrył twarz w dłoniach. Kiedy ponownie otworzył oczy ujrzał przed sobą Amy.

- Możemy porozmawiać? – zapytała, uśmiechając się niepewnie. No proszę, takiego wyrazu jej twarzy dawno nie widział, zazwyczaj była aż zbyt pewna siebie.
- Chyba musimy. – odparł i wstał. Nie miał zamiaru robić tego tutaj. Kiedy znaleźli się na zewnątrz Brytyjczyk przyśpieszył kroku i blondynka ledwo za nim nadążała, przeklinając się w duchu za założenie zbyt wysokich obcasów. Kiedy w końcu dotarli gdzieś pomiędzy ciężarówki McLarena a ich przyczepy, zatrzymał się gwałtownie. Renwick rozejrzała się i ściągnęła brwi.
- Między nami zrobiło się…dziwnie  – wymruczał, wkładając ręce do kieszeni spodni. No nie da się ukryć, zauważyła trochę złośliwie, na szczęście tylko w myślach.
- Jenson, ja…ja muszę wiedzieć o co ci wtedy chodziło. – rzuciła, przypatrując się niemal każdemu jego ruchowi. Spojrzał na nią tym samym wzrokiem co podczas ich ostatniego spotkania i blondynka była bliska cofnięcia się dla bezpieczeństwa o kilka kroków. Ale jej ciekawość zatrzymała ją w miejscu. I nie musiała długo czekać, aż podejdzie bliżej, przyciągnie ją do siebie i wpije się w jej usta. O kurwa, przemknęło jej przez myśl, kiedy mogła już myśleć w jakimś stopniu racjonalnie. Bo tego się nie spodziewała. Ani jego zachowania, ani tym bardziej swojej reakcji. W końcu to jej przyjaciel. PRZYJACIEL. Bardziej spodziewałaby się tego, że z tego pocałunku po prostu nic nie wyjdzie i zapomną o całej sprawie. A tymczasem ona oddawała jego coraz intensywniejsze pocałunki. Mocny zapach jego perfum, sprawił, że aż zakręciło jej się w głowie, mimo iż czuła go tyle razy. Delikatny zarost Jensonowej brody lekko drażnił jej skórę.
- O to. – odparł krótko Button, wypuszczając wciąż zszokowaną kobietę ze swoich objęć. Spojrzała na niego wielkimi jak spodki oczami i dotknęła ręką swoich rozpalonych ust. Dopiero teraz wszystko się skomplikowało.
- Jenson, ja… - zająknęła się, tak naprawdę nie wiedząc co ma teraz powiedzieć. Bo jej myśli krążyły teraz bardziej wokół jego pocałunków, niż tego jak wybrnąć z tej sytuacji. Cholernie popierdolonej sytuacji. Z pomocą przyszedł jej kierowca.
- Nie mogę cię do niczego zmuszać, słońce. – kąciki jego ust powędrowały nieznacznie do góry. Teraz nawet nazwanie jej słońcem, miało zupełnie inne brzmienie niż zazwyczaj. Wplątała rękę w swoje blond fale i spojrzała w kałuże odbijającą logo brytyjskiego zespołu. Milczał i po raz pierwszy ją to denerwowało. Zdawała sobie bowiem sprawę, że oczekuje jakiegoś ruchu z jej strony. A ona najnormalniej w świecie zwariowała.


Piąty raz skasowała, jedyne zdanie które udało jej się skleić i oparła czoło o zimny blat swojego biurka. Jeszcze nigdy, jej myśli nie skupiały się na czymś tak bardzo, że nie mogła napisać niczego sensownego. Tym bardziej, że jej krótki artykuł o Vettelu, który najprawdopodobniej po zebraniu przez nią materiałów miał jej dość, nie należał do arcytrudnych. Notatki leżały porozkładane na biurku, a przed nią plan artykułu, który sobie nakreśliła. Za nic nie mogła jednak go zacząć. Ciągle coś jej nie pasowało i zaczynała od początku.

- Amy, James chce cię widzieć. – poinformowała Ellen, wchodząc do jej pokoju. Blondynka dźwignęła się i spojrzała w lustro. Związała włosy w koński kucyk i udała się wprost do swojego szefa. Kiedy ją zobaczył uśmiechnął się do niej szeroko. Nie spodobało jej się to.
- Mówiłam, że się do tego nie nadaję. – mruknęła, siadając w jednym z dwóch foteli, wyglądając przy tym jakby miała za sobą kilkanaście godzin ciężkiej pracy, a było jeszcze przed południem. Hough spojrzał na nią ze zdziwieniem i podsunął pod nos dwie kartki.
- Ale ten wywiad z Raikkonenem jest świetny! – oznajmił. Renwick sięgnęła nieufnie po kartki. Faktycznie była to rozmowa z Finem.
- Nie żartujesz sobie ze mnie? – zapytała dla pewności. Pokręcił głową, opierając łokcie na blacie biurka.
- Wiedziałem, że sobie poradzisz. – oznajmił, poprawiając się w fotelu. – Czekam jeszcze na twój artykuł o Sebastianie.
- Dlaczego właściwie mnie przeniosłeś? – zagadnęła Amy, zanim nacisnęła na klamkę potężnych drzwi. Właściwie wszystko zaczęło się walić od dnia w którym oznajmił jej, że na razie pisać o tenisie nie będzie. Chciała więc wiedzieć, cóż takiego skłoniło go do decyzji o przeniesieniu jej.
- Miałaś za mało wyzwań. A tobie się nudzi, kiedy się ich przed tobą nie stawia. – uśmiechnął się do niej. Coś w tym było. Jakby głębiej się nad tym zastanowić, to to "coś" było przerażająco duże.


-Victor, to mi wcale nie pomaga. – jęknęła, ocierając czoło podwiniętym rękawem jakiejś starej koszuli. Machnęła kolejną kreskę i zdała sobie sprawę, że oszpeciła całkiem ładny kawałek płótna. Od zawsze wiedziała, że nie ma za grosz talentu plastycznego. Brytyjczyk wychylił się zza swojej sztalugi i zaczął się śmiać wskazując na jej czoło. Blondynka spojrzała w lustro i po chwili dołączyła do niego. Nie dość, że upewniła się w fakcie, że artystką nie zostanie, to jeszcze maznęła sobie czoło. O! I policzek też. Pokręciła głową, odkładając pędzel na jego miejsce i usiadła w ogrodowym fotelu na balkonie.

- Co zamierzasz zrobić? – zapytał Davis dołączając do niej. Podał jej szklankę z lemoniadą, którą natychmiast opróżniła.
- Pójść do niego.


~*~
Nie ma nic lepszego niż grypa na święta -.-
Moje drogie! Chciałabym złożyć wam życzenia miłych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, mnóstwa prezentów, wspaniałej świątecznej atmosfery i szczęśliwego Nowego Roku :)

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział 4


- O Jenson, twoja nowa dziewczyna? – zapytał Hamilton, uśmiechając się głupio do wspomnianego Brytyjczyka i jego towarzyszki. No ładnie, ledwo weszli na paddock już rozchodzą się ploty. Starszy z kierowców poczuł się nawet trochę urażony. Nie należał do grupy zawodników, którzy zabierali każdą swoją dziewczynę na wyścig. Połowy w ogóle na nie nie zaprosił, a większość tej drugiej nie chciała. Savannah np. nigdy nie czuła się na tyle, żeby pojawić się w paddocku, a Melanie wprost to uwielbiała - była wiernym kibicem Buttona.
- Nie jestem jego dziewczyną. – odparła spokojnie Amy, uśmiechając się lekko do stojącego na przeciwko niej mężczyzny. Trochę rozbawił ją swoimi domysłami. Ileż to już osób brało ich za parę?
- Serio? A tak to wygląda. – stwierdził pokazując na rękę Jensona, mocno ściskającą blondynkę w talii. Jak na zawołanie spojrzeli w miejsce wskazywane przez Lewisa i odskoczyli od siebie niczym oparzeni, wywołując dziki chichot u czarnoskórego kierowcy. Button zmierzył kolegę srogim spojrzeniem, a on w odpowiedzi uniósł ręce w obronnym geście i dalej chichocząc wycofał się do tyłu.
- Lewis już taki jest. – odparł mężczyzna, stając naprzeciwko Renwick i kładąc jej ręce na ramionach. Tak naprawdę w głębi duszy nie był spokojny. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. A przecież tyle razy towarzyszyli sobie na różnych galach i nie raz tak ją obejmował, nie przejmując się innymi.
- Mówiąc taki masz na myśli dziwny? – zapytała nadal z uśmiechem. Pokiwał głową w odpowiedzi. Idelanie dobrane słowo, on dodałby jeszcze tylko "pokręcony".
- No to z kim idziesz na pierwszy bój?
- Muszę znaleźć Raikkonena. – rzuciła z grymasem. Brytyjczyk znając wielką niechęć Fina do mediów, postanowił towarzyszyć przyjaciółce podczas wywiadu. Kto wie, może Kimi potraktuje ją ulgowo? Ostatnio - w czasach Lotusa - stał się weselszy i nawet milszy. Pierwszy znak tego, że nadchodzi koniec świata.


Tak naprawdę, po pięciu minutach rozmowy okazało się, że Brytyjczyk w ogóle nie był tutaj potrzebny. Kimi, który był wielbicielem pięknych kobiet, zgodził się na wywiad z prędkością światła, co tak zdziwiło jego szefa, że aż musiał iść się przejść po torze.
- A pójdziesz, ze mną na kolację? – odpowiada pytaniem, na pytanie i kompletnie nie na temat, bo co ma kolacja do jego stosunku do Ferrari? Amy uśmiechnęła się, kręcąc głową. Gburowatość - była na początku. "Wylewność" - jest cały czas. Fińskie przekleństwa - były gdy potknął się na schodach. Cechy babiarza - są. Brakuje jeszcze tylko lodów czekoladowych. I wódki.
- A odpowiesz mi na pytanie? – oparła brodę na ręku. Co chwila składał jej ową propozycję i wcale nie brzmiał nachalnie. W pewnym momencie nawet zaczęła się zastanawiać, jak on to robi. Jasnym było, że się z nim nie umówi, chociaż był naprawdę niczego sobie. Sam Raikkonen też chyba sobie lekko żartował.
- Nie przejdę tam, niech się pierdolą. – rzucił. Jenson zaśmiał się trochę za głośno, zwracając w końcu uwagę rozmawiającej dwójki na jego skromną osobę. Czuł się bowiem niezauważany, a kiedy chciał zostawić ich samych Amy patrzyła na niego błagającym wzrokiem.
- Tak mam napisać? – poruszyła brwiami, patrząc na Raikkonena. Ona w sumie by mogła, ale James zszedłby wtedy na zawał.
- Coś wymyślisz. To jak z tą kolacją? – zatarł ręce. Zanim jednak blondynka zdążyła cokolwiek powiedzieć, zdenerwowany już zachowaniem kolegi Button zabrał głos. Głośnym „ona jest zajęta” wprawił ich w osłupienie.


Jego wybuch przy zawodniku Lotusa przemilczała, ale kiedy na koniec dnia zbierała materiały do artykułu poświęconemu Vettelowi i jego obecnej sytuacji w niedominującym samochodzie, wyszedł trzaskając drzwiami, też się zdenerwowała. Przeprosiła blondyna, który był wyraźnie zadowolony słysząc, że dokończą to jutro i udała się za przyjacielem. Spotkała go w motohomie McLarena.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała, siadając obok jego naburmuszonej osoby. Nie należała do osób przesadnie spokojnych. Nawet każdy następny mandat, a było ich już naprawdę wiele, denerwował ją jeszcze bardziej od poprzedniego.
- Nie widziałaś, jak cię rozbierał wzrokiem?! Toż to babiarz! – warknął, nawet na nią nie patrząc. Ze zdziwienia aż rozchyliła usta. Po pierwsze nie zauważyła, może tymczasowo oślepła, ale po drugie i najważniejsze jednocześnie - co go to do cholery obchodziło?!
- Czy ty się dobrze dzisiaj czujesz? Bo zaczynam mieć wątpliwości. – uniosła się. Od czasu kiedy zostawiła go Savannah zachowywał się w pewnych momentach co najmniej dziwnie, a dziś bił już rekordy. Kierowca wstał i objął się rękoma za szyję. Zaczął chodzić po niewielkim pomieszczeniu, niemal potykając się o własne nogi. Zaniepokojona kobieta również się podniosła i zagrodziła mu drogę. Jego wzrok był pełen sprzeczności, jakby nie do końca wiedział co miał teraz zrobić i toczył ze sobą zacięty bój. Widziała go może w takim stanie raz. Jeden jedyny raz. Dzieliło ich naprawdę niewiele centymetrów, ale nigdy wcześniej w takiej sytuacji nie było jej aż tak gorąco. Czuła jego oddech na swoim policzku, a do jej nozdrzy dotarł zapach jego perfum, który tak uwielbiała. Nie wykonywała żadnego ruchu, chociaż wiedziała, że tym samym ryzykuje ich przyjaźń. Pozwoliła mu zostać w tej pozycji. Dopiero dźwięk jej dzwoniącego telefonu, sprawił, że Brytyjczyk spojrzał w inną stronę klnąc pod nosem.
- Tak, James? – zapytała niemal drżącym głosem, odwracając się, a po chwili usłyszała kolejny głośny trzask drzwi tego dnia. Na ten dźwięk przeszły ją nieprzyjemne dreszcze.


Od tamtego incydentu unikali się jak ognia, tłumacząc to chęcią poukładania sobie sytuacji w głowie przed rozmową, ale w głębi czuli, że zamiast od razu wszystko wyjaśnić bezsensownie to odwlekają. Victor umiejętnie zajmował czymś stale Amy, żeby na torze nie myślała o tym. Gorzej było jednak z Brytyjczykiem, bo choć pracy miał sporo, nie mógł się na niej skupić. A było to do niego niepodobne, bo był przecież w dużym stopniu perfekcjonistą. Fakt, ten sezon nie układał się dla niego najlepiej, ale teraz nawet jego najmocniejsza strona, którą była praca nad oponami, zaczęła kompletnie zawodzić.
- Jenson, stało się coś? Ten twój czas… - zaczął inżynier, kiedy po kwalifikacjach wysiadał z bolidu. Był lekko zaniepokojony jego zachowaniem. Podczas tego weekendu narzekał chyba na wszystkie rodzaje problemów z oponami, jakie istniały. Bolid ślizgał mu się po torze, kręcił piruety, wypadał na pobocza...
- Normalny. Mam ci nagle w domowym GP wykręcić czas który by zostawił resztę z tyłu? Nie jestem Vettelem, a ten bolid to nie pieprzone RB7 – warknął, zdejmując kask i rzucając go na półkę. To kompletnie nie było w jego stylu. On był spokojny i opanowany, a nie wściekły na wszystkich i wszystko.
- A mówiłem, że to nie jest jego przyjaciółka? – skomentował krótko Lewis, po wyjściu przyjaciela. Tom pokręcił głową, co te baby potrafią z człowiekiem zrobić.


Ponieważ z Londynu aż tak daleko na tor nie było, a Lenny’ego nie było z kim zostawić (no chyba, że Hough byłby tak wspaniałomyślny i go przyjął, co byłoby równoznaczne z końcem świata) Amy nocowała w domu, a nie w hotelu. Wieczorem, żeby zająć sobie czymś wolny czas, postanowiła przy okazji kolejnego spaceru z labradorem, trochę pobiegać w parku. A ponieważ pies to uwielbiał i okazało się, że poranne bieganie wcale nie wykorzystało całego zasobu jego energii, to poza domem spędzili dobre trzy godziny. Kiedy do niego wrócili, tuż po wejściu po prostu padli na pierwsze, lepsze miękkie miejsce i odpoczywali. I chociaż fizycznie była potwornie zmęczona tym dniem, to psychicznie nie. Uparcie szukała innego racjonalnego wyjaśnienia zachowania Buttona, niż przychodziło jej do głowy jako pierwsze. Gdyby usłyszał, co mi przyszło na myśl, pewnie wyśmiałby mnie i nazwał jego kochaną wariatką. Kochaną…
- Zaraz się chyba zastrzelę. – jęknęła, podnosząc się powoli z kanapy. Uświadomiła sobie, że jest potwornie głodna. Zanim jednak coś spałaszuje, postanowiła udać się pod prysznic. Uznała, że chociaż perspektywa długiej kąpieli jest kusząca, miałaby za dużo wolnego czasu na rozmyślania. Kiedy w końcu znalazła się z powrotem na parterze i już miała zamiar otworzyć lodówkę, wyciągała rękę ku uchwytowi, usłyszała dźwięk oznajmiający, że otrzymała nową wiadomość.
- Litości! – ponownie zajęczała, odchylając głowę do tyłu i ruszyła do salonu w poszukiwaniu białego aparatu. Po przekopaniu całej kanapy udało się jej go zlokalizować. „Gdzie się podziewasz? Nie mogę cię znaleźć na żadnym korcie. Nole.” W pierwszej chwili nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Przecież na Miłość Boską, nie teleportuje się na Wimbledon. Co prawda daleko nie ma, ale wątpiła, czy skrupulatni panowie ochroniarze wpuszczą ją na krzywy ryj. „Nie ma mnie. Zostałam przeniesiona."Wystukała i wysłała. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła dopisując drugie zdanie, ale wolała to zaznaczyć. Odechciało jej się jeść. Z niepokojem patrzyła na swój telefon, ale Djokovic już nie odpisał.
- Wszystko się pierdoli. – oznajmiła psu, uderzając plecami o oparcie kanapy.

piątek, 7 grudnia 2012

Rozdział 3

Od gry w butelkę z samą sobą, oderwał ją dzwonek do drzwi. Nie zważając ani na to, że wypiła całą butelkę wina, ani na to jak wyglądała w tym znieczulonym stanie ruszyła powitać gościa.
- Przepraszam, że przychodzę w środku nocy ale…Coś się stało? – zapytał Serb, widząc w jakim stanie jest blondynka. Nigdy nie upijała się sama, to nie było w jej stylu, więc coś musiało się stać. Lenny szczeknął na zaprzeczającą Amy, która opierała się właśnie o drzwi i spojrzał na Novaka, jakby chciał powiedzieć, że rzeczywiście coś jest nie tak. Z resztą niemal nie odstępował jej na krok od kiedy otworzyła butelkę. Wyczuwał, że musi mieć ją na oku aby nie zrobiła nic głupiego. W sumie już wiele takich rzeczy zrobiła.
- Poważnie, co jest? – spojrzał na nią czule, a ona ponownie się rozpłakała, wtulając w jego tors. Teraz miał gdzieś wszystkie ich zasady. Coś się działo i zaczynało go to coraz bardziej niepokoić. Przytulił ją mocno i zaczął uspokajać. Pojęcia nie miał jak to zrobić, bo Amy nigdy przy nim nie płakała. Ona w ogóle była przy nim zimna, a dni w których traktowała go jak naprawdę kogoś więcej było tyle, że mógłby je policzyć na palcach jednej ręki. To był najdziwniejszy związek, o ile można go tak nazwać, w jaki się kiedykolwiek wpakował. I nie żałował. Jeszcze.
- Jestem okropna, ja nie nadaję się do normalnego związku. – wypaliła niespodziewanie, kiedy usiedli na kanapie. Biszkoptowy labrador uważnie im się przypatrywał.
- Kochanie, co ty mówisz? – nazwał ją „kochanie”. Zawsze była dla niego Amy, a on dla niej Nole. Bez żadnych kochań, skarbów itp. Po raz kolejny tego wieczoru uświadomiła sobie jaka jest okropna, co alkohol spotęgował jeszcze bardziej. Zraniona raz, rani teraz wszystkich dookoła. Dlaczego ona w ogóle dwa lata temu wpadła na ten okropny pomysł? Ona była po rozstaniu, Button zajęty był swoją narzeczoną, a Nole podobała się ta wersja związku bez zobowiązań. I faktycznie było miło przez pierwszy rok. Potem Djokovic złamał podstawową zasadę i zaczął się w niej zakochiwać. Bez wzajemności niestety. Teraz trzeba będzie za to wszystko zapłacić.
- Jestem pracoholiczką, bałaganiarą, egoistką, potrafię być okropnie wredna i ranić ludzi… - odsunęła się na drugą stronę kanapy. Uśmiechnął się do niej niemalże słodko. Jednak patrząc na jej napuchniętą od płaczu twarz, pozbawioną makijażu i wyrażającą ogromny ból, jedyne co chciał zrobić, to mocno ją przytulić i pozwolić aby poczuła się bezpieczna. Niestety, nie tym razem Nole. Ani następnym, ani nigdy więcej.
- Co ty wygadujesz? – zapytał, chcąc się do niej przybliżyć, ale nie pozwoliła mu na to. Odsunęła się dalej i skuliła niczym zbity psiak, w obawie przed tym, że znów mu się oberwie.
- Przespałam się z kimś. – rzuciła skruszona, patrząc w dół i bawiąc się nerwowo rogiem ozdobnej poduszki. Nie mogła spojrzeć mu w oczy. Wstydziła się tego. Najnormalniej w świecie wstydziła się, że poszła do łóżka z kimś innym, chociaż wcale nie powinna mu tego okazywać, ani mówić. Już dawno powinni się rozstać, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała to od kiedy tylko Jenson uświadomił jej jak Nole na nią patrzy, od kiedy zauważyła drobne zmiany w jego zachowaniu. Ale nie mogła. Przywiązała się do Serba, do jego towarzystwa, jego akcentu i że gdy jest na korcie i ciężko mu idzie patrzy w jej kierunku, żeby dodać sobie sił. Jego pocałunków, zapachu, obecności. Ale nie można z kimś być z przyzwyczajenia. Źle zrobiła, że dłużej w to brnęła, tej nocy dobitnie to sobie uświadomiła. Szkoda tylko, że tak późno.
- Co? – zapytał retorycznie. Splótł dłonie i oparł na nich brodę. Ściągnął brwi, patrząc gdzieś na wprost. Kobieta przestała płakać, nie chciała żeby pomyślał, że bierze go na litość. Otarła policzki wierzchem dłoni i czekała na jego dalsze reakcje pociągając po cichu nosem. Dla niej to trwało wieczność, jakby Novak zastygł w tej pozycji na lata. Po dłuższej chwili usiadł jednak obok niej i uniósł jej podbródek, tak aby patrzyła na niego.
- Nie powinienem był się angażować, ale to zrobiłem. Potrafię przyjąć wiele, ale teraz muszę wyjść, Amy – znów była dla niego Amy. Poczuła ścisk w żołądku. Djokovic pocałował ją w czoło i wyszedł. A ona znów zaczęła płakać. Bo nie ma serca z kamienia.


Jenson zastał ją leżącą na kanapie i podłamaną. Zanim przeszedł do rozmowy poszedł do kuchni, zrobił tosty, kawę i nakazał jej to zjeść. Sam wyszedł z Lennym na spacer, trochę się z nim pobawił i powygłupiał jak zawsze, kiedy bywał z psem w parku. Kiedy wrócił Amy nadawała się do życia, wzięła ciepły prysznic, ubrała luźny koralowy top i ciemne dżinsowe spodenki, spięła włosy w luźnego koka i teraz krzątała się w kuchni.
- Wskakuj. -  powiedział wskazując miejsce obok siebie. Amy bez słowa usadowiła się obok niego i wtuliła w jego bok. Prawda była taka, że tylko w ramionach rodziców czuła się bezpieczniej i lepiej niż w jego. Uwielbiała ciepło które od niego biło i zapach jego perfum, który lekko ją drażnił, za każdym razem, kiedy ją przytulał. To było dla niej ogromnie ważne. Wiedziała, że mogła mu wszystko powiedzieć, a to ciepło zawsze odblokowywało jakiekolwiek zahamowania.
- Spierdoliłam. – oznajmiła, kiedy mocniej objął ją ramieniem, jakby chcąc dać jej jeszcze więcej poczucia bezpieczeństwa.
- Spierdoliłaś, ale jeszcze nie wszystko może być stracone. – mruknął i pocałował ją w czubek głowy. W odpowiedzi westchnęła przeciągle.


Zostawiła go. Widział, że było to dla niej okropnie trudne, chyba jeszcze bardziej niż dla niego. I teraz siedzieli wraz z Amy pod ciepłym kocem, z labradorem pod nogami i zajadając lody – ona czekoladowe, a on waniliowe – oglądali jakiś kiepski zagraniczny serial, który bardziej pasowałby na komedię niż melodramat. Za powód swojego odejścia podała, że nie chce być tą drugą. Button tego nie pojmował. Przecież nigdy nie zdradził kobiety, z którą był. On miał jakieś zasady.
- Masz. Przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną nie istnieje, chociaż tak wam się wydaje. Jeszcze. Zawsze jesteś przy niej, a jeżeli przez dłuższy czas nie, to wariujesz. Jak ją kiedyś nazwałeś? Najwspanialsza przyjaciółka na świecie? Pomyśl nad tym. Wy mężczyźni zazwyczaj się w takich zakochujecie. – Savannah była mądrą kobietą. Jej słowa mocno w niego uderzyły. Przecież on i Amy... to niedorzeczne! Próbował ją przekonać, ale drobna szatynka upierała się przy swoim. Jeszcze kiedyś zobaczę was idących za rękę, powiedziała i z bolesnym uśmiechem wyszła z jego mieszkania. Próbował to sobie poukładać, ale wpadał w jeszcze większy mętlik i powoli przestawał wierzyć, że wie cokolwiek o uczuciach. Może rzeczywiście coś w tym było? Dlaczego on, trzydziestoletni facet, nie spotkał jeszcze tej odpowiedniej kobiety? Przy żadnej nie czuł się tak, żeby poczuć, że może się jej oświadczyć i spędzić resztę życia. A może to stek bzdur, jakaś nowa wymówka na porzucenie faceta? Tak, po prostu się jej znudziłem, albo stwierdziła, że nie jestem tym jedynym, one uwielbiają sobie wmawiać, że taki istnieje - stwierdził krytycznie. Savannah  go rzuciła, a to była  tylko głupia wymówka. Z resztą nie ona jedna go rzuciła, ostatnio kobiety upodobały sobie zostawianie Jensona Buttona na lodzie. Wprost to uwielbiają.


Tego wieczoru żadne z nich nie chciało być same. Nie potrzebowali alkoholu, żeby w końcu zacząć się śmiać, ale Renwick postanowiła, że muszą coś zrobić z ostatkami szkockiej. Brytyjczyk stwierdził, że takie ostatki to to wcale nie są, ale bez namawiania rozlał trunek do szklanek. Po kilku kolejkach obydwojgu przyjemnie szumiało w głowie i teraz naśmiewali się już niemal ze wszystkiego.
- Wiesz co mi powiedziała? – zaśmiał się kierowca, bawiąc się włosami blondynki. – Że nie chce być tą drugą, bo tak naprawdę to całe moje życie kręci się wokół ciebie! – powiedział, iście pijackim tonem i pociągnął łyk z butelki. Kto by się teraz przejmował jakimiś szklankami. Kobieta roześmiała się głośno.
- Oj Guziczku, dlaczego ty takie nienormalne panny sobie wybierasz, co? – zapytała, przejmując od niego wódkę i pociągając potężnego łyka. Bo ich poprzedni trunek wydał im się za mało znieczulający i w pobliskim sklepie monopolowym zakupili jeszcze jeden alkohol.
- No właśnie nie wiem, skarbie. – rozłożył teatralnie ramiona, powodując kolejną salwę śmiechu. Żadne z nich nie zdawało sobie jednak sprawy, z tego, że ta noc wiele zmieni w ich życiu.

~*~
Na razie tylko tu.:)
Eh, nie mogę się doczekać ogłoszenia drugiego kierowcy Force India!

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 2


Kiedy pojawiła się w domu, zastała siedzącego na kanapie Jensona, z wyrazem twarzy mówiącym „no ładnie”. W odpowiedzi na niego wzruszyła ramionami i udała się w kierunku sypialni, ale głośne chrząknięcie nakazało jej odwrót.
- To kto ci towarzyszył w tym opłakiwaniu pracy? Bo wydaje mi się, że Djokovic gra turniej i to nie u nas. – oświadczył kierowca McLarena. Aż się wzdrygnęła, słysząc jego ton. Nie lubiła gdy mówił do niej jak rodzic, który przyłapał córkę na powrocie do domu nad ranem, chociaż powinna była wrócić znacznie wcześniej. Wywoływał u niej tym potworne poczucie winy.
- Z Andym. – odparła, zsuwając buty ze stóp.
- Andy Ketchum?! – Brytyjczyk aż się zakrztusił powietrzem. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Była śpiąca i zmęczona, dlatego pozwoliła sobie zamknąć oczy i to przemilczeć.
- A co z Nole? – jęknął. Nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego jego przyjaciółka nie chce się z nikim związać. I dlaczego jej relacji z Serbem nie pozwala nazwać związkiem. Novak może i był od niej młodszy, ale wydawało mu się, że jeżeli Amy tak długo się z nim spotyka to coś jest na rzeczy. Z resztą on był w nią zapatrzony jak w obrazek.
- Nole jest, no jest takim wielkim misiem przytulanką. Na co dzień. Z resztą doskonale wiesz, jaki układ był między nami.
- A ty nie mogłaś się powstrzymać przed sprawdzeniem tego całego komentatora Sky od siedmiu boleści? I szczerze wątpię w to, że Novak spotyka się z kimś oprócz ciebie. – stwierdził krytycznie Jenson. Był jedyną osobą, której blondynka pozwalała się krytycznie o niej wypowiadać, bez konsekwencji. Ceniła sobie jego zdanie. Poznali się trzy lata temu na Wimbledonie. Umówili się na kilka spotkań i naprawdę dobrze czuli się w swoim towarzystwie. Kto wie czy nie byliby razem, gdyby do Jensona nie wróciła wtedy jego narzeczona? A przynajmniej spróbowali? Wszystko stanęło jednak na przyjacielskich relacjach.
- Wcale nie. – mruknęła.
- A właśnie, że tak. O co ci kobieto chodzi? – zapytał, siadając bokiem, tak żeby móc rozmawiać z nią twarzą w twarz, a nie twarzą w profil.
- Jenson, ja nie wiem czy w ogóle kiedykolwiek będę chciała tworzyć z Djokovicem oficjalną parę. – odparła. Brytyjczyk uniósł brwi do góry. Paranoja, istna paranoja.
- No to trochę za późno się obudziłaś, bo na moje oko, to on już się zaangażował. – zaśmiał się, bez cienia wesołości.
- Ja mu nie kazałam. – mruknęła i zniknęła na schodach.


- Jeszcze raz. KERS to? – mruknął mężczyzna, kiedy wykąpana, przebrana i najedzona, dzięki jemu talentowi kucharskiemu Amy zdawała się być gotowa do nauki. No właśnie – zdawała. Daleka była bowiem od chęci do wbijania sobie tego wszystkiego do głowy i męczyli się już trzecią godzinę. Z przerwą na bitwę na poduszki, grę w Angry Birds, grę Jesnona w piłkę z Lennym (tak, w domu), ku ogólnej konsternacji Amy i sprzątaniu rozbitego przez kierowcę McLarena wazonu, który to nie przeżył spotkania z piłką i podłogą. W sumie to nie pierwsza i zapewne nie ostatnia rzecz, jaka w tym domu ucierpiała przez ten duet.
- kinetic energy recovery system – jęknęła. – No po jasną cholerę mi to?!
- Bo człowiek uczy się całe życie. – załamał się Button. Szczerze wątpił, żeby zabieg zmiany sportu, o którym pisze Renwick była pozytywna. Jej szef chce chyba puścić redakcję z torbami.
- Ile masz czasu na opanowanie tego? – zapytał wskazując na stolik pełen papierów. Nie było widać nawet skrawka blatu.
- Tydzień. – odparła z westchnięciem, zakrywając się ozdobną poduszką.
- No to życzę powodzenia. – uśmiechnął się pokrzepiająco, zakładając kurtkę.
- A ty gdzie?
- Do Woking. – odparł, całując ją na pożegnanie w policzek. Została sama.


O trzeciej jej lamenty nad samą sobą i oglądaniem wyścigów z dwóch poprzednich lat - zaczęła bowiem od najstarszych, jakie jej nagrano -  w jakże zacnym towarzystwie szkockiej przerwał dzwonek telefonu. Był dla niej jak zbawienie.
- Zgadnij gdzie mnie przenieśli. – jęknął rozpaczliwym tonem Victor. A więc on też? Co ten Hough wyprawia?
- Gorzej ode mnie nie trafisz. – bąknęła, patrząc na pędzące po torze samochody. Niby jako profesjonalna dziennikarka powinna podejść do tego na poważnie, ale na razie nie potrafiła się zebrać. Podejrzewała, że dwa ostatnie dni będzie ślęczała nad tym wszystkim, bo nagle sobie zda sprawę, że nie może tak tego zostawić.
- Czekaj, źle się wyraziłem. Jadę razem z tobą. A przy okazji zgadnij kto przejął po nas pałeczkę! Jessica. Tak Springer. Chyba się zatłukę paletką. – mruknął w swoim stylu. Teraz już kompletnie nie wiedziała co James robi. Jeszcze żeby to była dziewczyna, która mu się podobała, ale Jessica? Przecież kiedy jeszcze pracowała przy nodze, przeprowadzając wywiad z Van Persiem zapytała go czy żałuję, że w tak ważnym meczu nie strzelił gola. Ten odpowiedział, że zdobył przecież dwa. A tenis stoi w tej redakcji na bardzo wysokim poziomie. Co więc miał na celu, przenosząc ją do kompletnie nieznanego jej sportu?
- No to powodzenia. – powiedziała współczującym tonem blondynka, głaszcząc swojego psa.
- Ale nie narzekaj, będziemy mieli dwudziestu czterech najszybszych kierowców świata. Jak oglądałem, to kilka ciach się znajdzie. Na czele z tym twoim Buttonem. – rzucił zachwycony. No to może teraz wypada powiedzieć, że Victor jest gejem. Żeby nie było, że nikt nie wspominał.
- Wprost marzyłam, o zgrai napalonych kierowców wokół mnie. Mógł mnie od razu wysłać na zgrupowanie z piłkarzami. -  westchnęła zrezygnowana. Davis tylko się zaśmiał.


Czuła się jak jakaś cholerna encyklopedia, potrafiła wyrecytować wszystkie regułki z F1 których kazał się jej nauczyć, a pewnie nawet takie, których nazwy w życiu by mu do głowy nie przyszyły. Redakcja to idealne miejsce do plotkowania. Założyła się, że większość jej tygodniową absencję uznała za wyrzucenie z pracy, a zdziwione spojrzenia niektórych ją w tym utwierdziły. Najpierw udała się do swojego gabinetu. Rozłożyła nowe notatki, podłączyła laptopa i psiknęła swoimi ulubionymi perfumami. Nie było jej tylko siedem dni, a czuła się jakby pomieszczenie stało puste o wiele dłużej. Wygładziła swoją czarną sukienkę i już miała wychodzić, kiedy coś przykuło jej wzrok. Obraz. Już nawet wiedziała z jakiej galerii. Hough chyba chciał ją jeszcze bardziej wkurzyć. Nie zdziwiłaby się gdyby był robiony na zamówienie. Lewą część zajmował kort centralny Wimbledonu, a raczej jego kawałek. Dalej obraz przechodził w niezbyt wyraźny tor Silverstone. No proszę, nawet tory już dokładnie pamiętała. Pod obrazem pochylonym pismem na małej karteczce napisane było „Ładny prawda? J.”. Zacisnęła lewą pięść, wbijając sobie boleśnie paznokcie w ciało. On ją doprowadzi do szału. Zawróciła i podeszła do okna. Widok jej ukochanego miasta zawsze ją uspokajał.
- Ładny prawda? Właśnie kurna nie! – mruknęła prześmiewczym tonem. I czym ona sobie na to zasłużyła?


Tego dnia jej nerwy były na skraju wytrzymałości. Rozmowa z szefem, który traktował jej niechęć do F1 jako swoją rozrywkę, trochę ją kosztowała. Tym bardziej, że w najbliższy czwartek miała wylądować na Silverstone i dostała już nawet wytyczne z kim ma przeprowadzić wywiad. Dodatkowo wieczorem zadzwonił Novak. Pierwsze połączenie zignorowała, dzielnie próbując skupić się na czytanym artykule, ale co chwila zerkała na telefon. Bała się odebrać. Nie wiedziała dlaczego, ale się bała. Mieli zasadę, jedną z wielu – nie wydzwaniali do siebie w nieskończoność. Jeżeli teraz  nie odebrała, to zazwyczaj kiedy miała czas oddzwaniała. Ale ona nie miała odwagi odebrać, a co dopiero wybrać jego numer. Odłożyła laptopa na stolik i chwyciła iPhona. Zamiast do Serba, zadzwoniła jednak do przyjaciela.
- Nole dzwoni. – oświadczyła, bez zbędnych przywitań. Nastała chwila ciszy po drugiej stronie.
- I zamiast rozmawiać z nim, dzwonisz do mnie? – zapytał kompletnie zbity z tropu.
- Nie mogłam odebrać. – jęknęła i wytłumaczyła krótko, o co dokładnie chodzi.
- Masz wyrzuty sumienia, bo przespałaś się z Andym. Zdradziłaś go po dwóch latach waszego niby związku po raz pierwszy. Kochanie, nie masz serca z kamienia. – oświadczył spokojnie. Ponownie głucha cisza. Ich relację były jednak na tyle dobre, że nie była ona uciążliwa. Amy myślała nad słowami Jensona. Może faktycznie miał racje? Miarka się w końcu przebrała?
- To nic złego. Postanowiłaś się tylko dobrze bawić i w końcu cię dopadły. Powinnaś mu powiedzieć. – rzucił, swoim tradycyjnym spokojnym głosem, który na żywo u niejednej wywołuje dreszcze. Sama blondynka też się o tym przekonywała na początku ich znajomości.
- Nie! – niemal wykrzyknęła, podrywając się na równe nogi. Przeczesała dłonią włosy i poprawiła się mówiąc spokojniejszym tonem. Cholera wie co rozśmieszyło Buttona na tyle, że zaśmiał się cicho, w momencie w którym nie powinien.
- Nie masz wyjścia. Naważyłaś piwa to je teraz wypij. – mruknął. 

~*~
Ostrzegałam XD
Jedno jest pewne. Bardziej stawki na przyszły rok pomieszać nie mogli -.-

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 1

- Będę o ósmej. – mruknął zadowolony mężczyzna i rozłączył się. Blondynka uśmiechnęła się, zadowolona, że Brytyjczyk nadal nie może jej się oprzeć. Odłożyła iPhona na biurko i chwyciła filiżankę z kawą. Oparła się wygodnie w fotelu i dopiła jeszcze gorący napój do końca. Zerknęła na paznokcie i zanim do jej gabinetu wparował mężczyzna zdążyła zapisać sobie na jednej z kolorowych karteczek, żeby umówić się do salonu Zoey.
- James cię woła. To ci się nie spodoba. – rzucił zrezygnowanym tonem Victor, uchylając szklane drzwi. Amy kiwnęła w jego stronę głową, na znak że zaraz uda się do gabinetu swojego przełożonego. Niby co miało jej się nie spodobać? Prychnęła, kręcąc głową. Wstała, poprawiła swoją jasną sukienkę i wygładziła kołnierzyk czerwonej marynarki. Z pewnym uśmiechem udała się w kierunku gabinetu Hough’a. Nawet nie patrząc na jego sekretarkę, która coś rzuciła w jej kierunku, otworzyła jedno skrzydło potężnych, mahoniowych drzwi i niemal wtargnęła do środka.
- Podobno chciałeś mnie widzieć. – rzuciła, kiedy zauważyła, że mężczyzna nie ma w najbliższym czasie, zamiaru się do niej odwrócić. Wpatrywał się w jakiś tandetny, jej zdaniem obraz, który kupił ostatnio w nowej galerii na Kings Road. Kiedy w końcu mogła widzieć jego twarz, uśmiechnął się do niej zawadiacko i ręką wskazał skórzany fotel. Przewróciła oczami, ale posłusznie usiadła.
- Mam nadzieję, że to ważne, piszę właśnie artykuł, który rano kazałeś mi zrobić „na przedwczoraj” – mruknęła, poprawiając blond fale. Ponownie ten uśmiech. Coraz bardziej ją irytował. James rozsiadł się wygodnie w swoim potężnym czarnym fotelu i spojrzał na nią z rozbawieniem. Coś kombinował i miała nadzieję, że nie wyśle jej ponownie na koniec świata, żeby zrobiła artykuł o tamtejszym tenisie w ramach działu, który wymyślił jeden z jego doradców. Skończeni debile.
- Nie musisz go pisać. – odezwał się. Amy uniosła brwi do góry. W sumie całkiem nieźle się składało, że jeszcze nie zaczęła… ale chwila. Coś jej tu nie grało. Zaczęła stukać zniecierpliwiona, w skórzane obicie, swoimi czerwonymi paznokciami.
- O co ci chodzi? – zapytała, widząc, że tego dnia od Hough’a trzeba wszystko wyciągać.
- Nie będziesz już pisała o tenisie. – odparł spokojnie Brytyjczyk. Wybuchła śmiechem. No tak, biedaczysko jest tak zapracowany, że postanowił dzisiaj sobie odrobić Prima Aprilis.
- Ja mówię, poważnie Amy.
- James proszę cię, chcesz pozbawić swoją redakcję tenisa ziemnego? – zaśmiała się. Szatyn wyjął z jednej z szuflad teczkę. Potem kolejną i kolejną. I jeszcze jedną. Następnie z drugiej wyciągnął plik kartek.
- To spis zespołów i kierowców. Zapoznaj się ze wszystkim. – rzucił, wskazując na kartkę. Blondynka patrzyła na niego jak na skończonego wariata. Co on wyprawia?! Jakie zespoły?! Jacy kierowcy?! Niemal wyrwała mu papiery z ręki i zaczęła przeglądać. Ponownie zaczęła się śmiać. Całe szczęście, że to on teraz zarządzał redakcją, jego poprzednik, znacznie starszy i o wiele bardziej służbowy, już dawno wyrzuciłby ją na zbity pysk.
- Trzy lata pracuje przy tenisie! Znam wszystkich w tym sporcie! Załatwiam ci wywiady na wyłączność. Masz artykuły, których nikt inny by nie napisał, bo nikt inny nie cieszy się taką sympatią wśród tenisistów. I chcesz, żebym przeniosła się do jakiegoś pieprzonego działu motoryzacyjnego? – uniosła się, raptownie wstając z krzesła. Hough milczał, ale jej furia go satysfakcjonowała. Właśnie tak to sobie wyobrażał.
- Masz tydzień wolnego. W tym czasie masz recytować regułki jakbyś była encyklopedią, znać każdego ważnego człowieka w tym sporcie. A i Ellen ma dla ciebie pendrive z wyścigami. Masz je obejrzeć. Wszystkie. – rzucił. Zacisnęła mocno zęby i obdarzając go nienawistnym spojrzeniem wyszła, ledwo powstrzymując się od głośnego trzaśnięcia drzwiami. W korytarzu zapadła nagle cisza i słychać było tylko stukot jej piętnasto centymetrowych, czerwonych szpilek. Wpadła do swojego pokoju niczym tornado i stanęła przy oknie, z którego roztaczał się piękny widok na Londyn.
- Od szefa. – rzucił niepewnie jeden z jego asystentów i położył na biurku doskonale przez nią pamiętane teczki. Zaraz potem zmył się w tempie natychmiastowym.
- Pierdolony żartowniś. – warknęła podchodząc do biurka. Wyłączyła laptopa, po czym spakowała go do skórzanej torby. Zgarnęła wszystkie materiały, które przyniósł jej niejaki Navid, do swojej czarnej torby Hermesa. Kiedy ponownie wyszła ze swojego pokoju dalej panowała głucha cisza. Zamknęła drzwi na klucz i nie żegnając się z nikim udała się wprost do windy. Nawet Oscar, główny recepcjonista, siedział cicho za swoim biurkiem, udając, że robi właśnie coś bardzo ważnego.


Wyklinając na czym świat stoi, że obecnie podziemny parking jest w jakimś cholernym remoncie, ruszyła przez zatłoczony chodnik do najbliższej piekarni. Kupiła swoją ulubioną francuską bułeczkę z jabłkami i cynamonem. Po drodze kupiła gdzieś wino, a po namyśle poprosiła też sprzedawcę o szkocką. Na trzeźwo przecież jej do głowy nazwiska typu Romein Grosjean nie wejdą. Boże widzisz i nie grzmisz.
- On mnie jeszcze popamięta. Poprosi jeszcze żebym mu bilet na finałowy mecz Wimbledonu załatwiła. – prychnęła, wrzucając torbę na siedzenie pasażera i zatrzaskując drzwi czerwonego Mustanga Shelby GT500. Jednej z jej największych miłości. Odpaliła silnik, który zamruczał niczym dziki kot i skierowała się na Bayswater, gdzie znajdowało się jej mieszkanie.


- I co jeszcze mnie dzisiaj spotka? – warknęła, otwierając drzwi dwupoziomowego mieszkania, znajdującego się na dziesiątym i jedenastym piętrze, a to ważna informacja, biorąc pod uwagę, że nie działała winda. No tak, kiedy dopadł do niej, biszkoptowy labrador, uświadomiła sobie, że powinna z nim wyjść na spacer. Ona się chyba zastrzeli. Zamknęła drzwi nogą, rzuciła wszystko na blat w kuchni i przywitała się z Lennym. Po chwili zadzwonił telefon i modliła się aby usłyszeć śmiech James’a, mówiącego żeby kończyła pisać artykuł o Sabine Lisicki. Przecież on już nie raz ją wkręcił. Raz wysłał ją na turniej do Polski, a kiedy miała już wszystko załatwione, stwierdził, że się rozmyślił. A to jeden z jego najmniej denerwujących żartów. Kazał jej polecieć nawet swego czasu na Madagaskar. Na cholerny Madagaskar.
- Widziałem cię w towarzystwie twoich ulubionych kolegów. – przywitał się Brytyjczyk. Krew ją zalała.
- Nic mi nie mów. – warknęła, jak to dzisiaj miała w zwyczaju.
- Za co tym razem? – zaśmiał się mężczyzna.
- Przejechałam na czerwonym. Oni się mnie czepiają o wszystko! – jęknęła, patrząc na mandat, leżący na wierzchu w torbie. Pieprzona policja.
- Dziwi mnie, że nie dali ci rabatu, przecież tak dobrze cię znają. – kontynuował. Nie skomentowała tego, tylko nasypała psu karmę i udała się do swojej sypialni, by tamtędy przejść do garderoby. Błagała, żeby na schodach nie skręcić sobie kostki. Albo gorzej.
- Button, mam do ciebie interes. – rzuciła w końcu.


Od pięciu minut siedziała na ławce w parku, przypatrywała się hasającemu Lennemu i wysłuchiwała dzikiego śmiechu Jensona Buttona. Z miną naburmuszonego dziecka pytała co chwilę, czy skończył, ale odpowiadał jej w dalszym ciągu śmiech.
- Słońce, ty sobie żartujesz, prawda? – zapytał rezolutnie, dławiąc się ze śmiechu.
- Chciałabym. – odparowała, bawiąc się czerwoną, skórzaną smyczą swojego pupila. Ponownie śmiech. Starała się sobie przypomnieć, dlaczego on jeszcze po takim czasie znajomości z nią żyje. Nie udało jej się.
- Okej. Mogę przyjechać wieczorem i pomóc ci w czymś. – rzucił. Już chciała się zgodzić, ale przypomniała sobie o tym, że jest umówiona. Zaklęła pod nosem, przywołując do siebie labradora.
- A możesz jutro? Dziś opłakuje moją dawną zajebistą prace.
- Nie wnikam. Do jutra. – mruknął dalej w świetnym humorze i rozłączył się.


Chyba po raz pierwszy od kilku godzin była zadowolona. Uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze, zapinając długie, złote kolczyki. Ten wieczór będzie jej i nie ma zamiaru zaprzątać sobie głowy tym jak wygląda jakiś Vettel, Alonso czy Hulkcośtam. A wiedza o DRS czy KERS jest jej teraz naprawdę nie potrzebna. Odsuwa się od wielkiego lustra i krytycznie stwierdza, że musi zrobić porządek w swojej garderobie. Czerwona sukienka, jej ulubiony zakup z ZARY, była ultra krótka i leżała na niej wspaniale. Miała długie rękawy, ale odsłaniała sporą część pleców i jeszcze nie natknęła się na faceta, któremu się nie podobała. Ale tym razem na pożądliwych spojrzeniach, mogło się nie skończyć. Miała tylko nadzieję, że naprawili windę. Nie chciała się zabić schodząc z dziesiątego piętra na o centymetr wyższych obcasach niż ostatnio. Ani rzeczonego obcasa złamać, bo uwielbiała te jasne czółenka bez palców. Po chwili usłyszała dzwonek do drzwi i udało jej się tylko poprawić czerwoną szminkę na ustach.
- Amy. – wita się oniemiały Brytyjczyk. Ta uśmiecha się w odpowiedzi, już widać, że tej nocy Andy jest jej. 

~*~
Jak tak to teraz czytam, to musi wam się to wydawać cholernie zagmatwane xD

sobota, 10 listopada 2012

Wstęp

Piłka meczowa. Cisza jak makiem zasiał. Publiczność zamarła. Kilka odbić piłki, ostatnie zerknięcie na rywala i piekielnie mocny serw. Return i perfekcyjne wykorzystanie jego siły, przeciwnik nawet nie drgnął. Był skazany na bierne patrzenie na lot piłki w sam róg kortu, wzdłuż linii.
- Gem, set, mecz Djokovic. - oznajmił sędzia i trybuny sprzyjające Serbowi oszalały ze szczęścia. Blondynka siedząca gdzieś pomiędzy kibicami dołączyła do oklasków z delikatnym uśmiechem i iskierkami w oczach, które skryła za ciemnymi okularami.
- Jest w niezłej formie. - stwierdził siedzący obok niej mężczyzna. Skinęła głową w odpowiedzi, patrząc na dziękującego kibicom za wsparcie tenisistę. Zanim kobieta do niego dotrze minie sporo czasu, ale wtedy będzie mogła z nim spokojnie porozmawiać i dowiedzieć się wszystkiego, czego chce. Chwyciła swoją dużą, pomarańczową torbę i powoli udała się do wyjścia z trybun.


- Novak, mogę prosić o rozmowę? - zapytała, ściągając okulary i chowając je do torby. Serb uniósł kąciki ust.
- Oczywiście. - odparł, wskazując drogę do swojej szatni, ku niezadowoleniu pozostałych dziennikarzy czekających na swoją kolej.
- Dobrze, więc możemy zacząć?- ledwo dokończyła pytanie, Novak podszedł do niej i pocałował ją.
- Teraz możemy. - rzucił po dłuższej chwili, wypuszczając ją ze swoich objęć.


Wysiadł z bolidu, stanął na jego nosie i uniósł ręce w zwycięskim geście. Chwilę potem popędził do swoich mechaników i po złożeniu sobie wzajemnych gratulacji odebrał od nich kartkę, a następnie powędrował z nią do kamery. Obiecała, że będzie oglądała ten wyścig, a on zawsze chciał coś takiego zrobić. Wiadomość "wszystkiego najlepszego Amy" poszła w świat, a on cieszył się podwójnie, bo mógł zadedykować tą wygraną właśnie blondynce.


Widok kilku słów na zwykłej kartce wywołał u niej napad śmiechu. Tego się nie spodziewała, kiedy Button poprosił ją o obejrzenie wyścigu. Zazwyczaj tego nie robiła, bo chociaż wypadałoby mu kibicować, to ona kompletnie nie czuła tego sportu.
- Chyba jestem zazdrosny. - mruknął jej do ucha Nole.
- Głupek. - powiedziała, mierzwiąc mu włosy. Tego dnia miała nadzwyczaj dobry humor i nawet z Novakiem rozmawiała inaczej niż zwykle. Zabrakło oschłego tonu, przy takich wyznaniach Djokovica, a zastąpiły go wygłupy i nadzwyczajne ciepło z którym się do niego odnosiła.
- Głupkiem byłbym gdybym nie był o ciebie zazdrosny. - dorzucił, całując ją w szyję. Nie odpowiedziała mu, tylko pokręciła głową.

~*~
No i tak oto zaczynamy :)
Najprawdopodobniej najbardziej chory z moich tworów.
Nie pytajcie jak wpadłam na połączenie Djokovica z Buttonem, bo pojęcia nie mam jak to wyszło. Najwyraźniej brakowało mi wtedy piątej klepki.

poniedziałek, 3 września 2012

Bohaterowie

Amy Renwick
 
 
 Jenson Button


 Novak Djokovic

Lenny

Oraz:
James Hough
Victor Davis
Lewis Hamilton