sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 9

Jak na złość scenariusz typowej kąpieli jej psa okazał się niezawodny i tym razem labrador doskonale się bawił, ”topiąc” niemal całą łazienkę i swoją panią przede wszystkim. Blondynka zastanawiała się jak to się dzieję, że za każdym razem kiedy sama go kąpie nie może z nim dojść do ładu i składu. Jak był mały nawet w specjalnym salonie ludziom puszczały nerwy. Można jednak powiedzieć, że na szczęście, teraz chociaż tam potrafią sobie z nim poradzić.
- Lenny, czy ty w końcu dorośniesz? – mruknęła Amy, zmiatając z czoła pianę. Od pasa w górę ciekła z niej woda, a pies siedział na przemokniętym chodniku i zadowolony z siebie merdał ogonem. Zerknęła na zegarek, który odłożyła wcześniej na jedną z półek i z przerażeniem stwierdziła, że nie uda jej się zapanować nad sytuacją przed przyjściem Serba.
- Od jutra wprowadzamy trochę więcej dyscypliny przy kąpieli mój drogi. – oznajmiła surowym tonem, aż labrador spuścił łeb. Najpierw wysuszyła psa, żeby ten nie zdemolował reszty mieszkania, dopiero potem zajęła się sobą. Zanim jednak zabrała się za sprzątanie łazienki odezwał się jej telefon.
- Bardzo cię przepraszam Amy, ale nie będę w stanie dzisiaj dotrzeć do Londynu. Najpierw opóźnili mi lot, a teraz całkiem go odwołali. Jestem uziemiony. – oznajmił Nole, przepraszającym tonem. Renwick usiadła na kancie wanny. Mimo wszystko miała nadzieję na załatwienie tego dzisiejszego wieczoru. Chciała zamknąć tę sprawę i mieć czyste sumienie w stosunku do obydwu mężczyzn, a tak będzie musiała jeszcze długo czekać.
- Ale ja jutro wylatuję do Belgii. – niemal jęknęła.
- No tak, teraz pracujesz przy formule. – westchnął tenisista. W tle słychać było typowe dla lotniska odgłosy.
- W takim razie spotkamy się po moim powrocie. Jeżeli będzie trzeba nawet do ciebie polecę. – oznajmiła z determinacją. Musiała to w końcu załatwić i żadne cholerne lotniska jej w tym nie przeszkodzą.
- Widzę, że bardzo ci na tym spotkaniu zależy. Daj mi znać jak wrócisz do Londynu. – rzucił po czym się pożegnał i rozłączył. Schowała komórkę do kieszeni i spokojnie wróciła do sprzątania po ”katastrofie”.


Amy i Jenson absolutnie nie zachowywali się publicznie jak para, podczas żadnego weekendu. Uznali, że jest to im kompletnie nie potrzebne. No bo po co komu w środku sezonu, lub na początku pracy zainteresowanie mediów? Spa było jednak trochę inne. Tym razem, dziennikarka natrafiła na pierwsze trudności związane ze swoją pracą. Stefano nie bardzo chciał z nią rozmawiać, jako że niemal cały czas widział ją w pobliżu McLarena, jakoś jednak udało jej się zdobyć te informacje, które chciała. Miała zamiar napisać o atmosferze po wygranym wyścigu i jakby specjalnie dla niej, brytyjski zespół wygrał, ułatwiając jej tym samym zadanie. Tym razem jednak nie Hamilton miał stanąć na najwyższym stopniu podium, ale Button. Po raz pierwszy dała się ponieść emocjom i wariowała razem z mechanikami, tuż pod podium. Kiedy wysiadł z bolidu, pierwsze co zrobił, to podbiegł do niej, wrzeszczącej z resztą ekipy, ujął jej twarz w dłonie i nie przejmując się niczym ani nikim wpił się w jej usta. Dookoła rozszedł się gwizd pracowników McLarena i błyski fleszy. Ale dla nich nikogo oprócz nich nie było. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś oznajmił kierowcy, że już na niego czekają. Złożył wtedy jeszcze kilka krótkich pocałunków na jej ustach, nie mogąc się z nią rozstać i pędem puścił się do budynku, zostawiając jej swój kask. Zazwyczaj dzierżył go jego ojciec, a prawie nigdy jego partnerka. Tylko raz powierzył go niejakiej Melanie.
- Wiesz, że jutro nie będziesz miała życia? – zapytała ją później Nicole. Odparła, że wie.


- Zaciągnąłeś mnie tu celowo. – oznajmiła, próbując poruszać się do tyłu, na swoich wysokich szpilkach.
- Nie prawda. – zaśmiał się Button, rozsuwając powoli zamek od jej sukienki.
- Pewnie. – odparła, kompletnie mu nie wierząc. Ale czy naprawdę sądziła, że będą odpoczywać po imprezie i wyścigu? Byłaby chyba głupia. Mruknął zadowolony, kiedy jej czarna sukienka wylądowała na podłodze i tym samym ukazał mu się komplet bielizny tego samego koloru. Całując go zachłannie, zaczęła odpinać guziki od jego koszuli, a kiedy Brytyjczyk już się jej pozbył, odrzucając gdzieś w przestrzeń, uniósł ją na tyle, żeby mogła objąć go nogami w pasie i ruszył w kierunku łóżka, muskając jej szyję i obojczyk. Ułożył ją delikatnie na pościeli i bez skrupułów badał dokładnie każdy skrawek jej ciała.



W pracy była od rana, przyszła jako jedna z pierwszych, żeby dokończyć w spokoju artykuł i podać go do korekty. Humor jej dopisywał, a poprawiły go jeszcze czerwone róże, które przyniósł kurier. Ich zapach roznosił się potem po całym pokoju, mieszając się z jej perfumami. Spokój zakłócił jednak Hough, wchodząc bez pukania do pomieszczenia i rzucając jej pod nos gazetę. To co, że przy okazji zdmuchnął połowę papierów, które na owym biurku były. Podszedł do okna i wpatrując się w widok, jaki się z niego roztaczał z zaciętą miną rzucił:
- Istnieje dyscyplina sportu, do której mógłbym cię przypisać, żebyś nie wiązała się z żadnym zawodnikiem? – blondynka odwróciła się w jego stronę i sięgnęła po najzwyklejszy brytyjski brukowiec, który żył tylko plotkami. Widocznie zdjęcie jej i Buttona wywołało niemałą sensację w szeregach podrzędnych dziennikarzy, bo rozciągało się na pół strony, a pani, która go pisała zarzucała Amy, że tak właśnie zdobywa informacje w F1. Prychnęła, wrzucając stertę bzdur wydrukowanych na kilku stronach do kosza. Uznała przejmowanie się tymi słowami za niepoważne.
- Też uważasz, że jestem puszczalska? Podzielasz zdanie pani dziennikarki, która ma kompleksy bo piszę o bzdurach, zamiast o czymś poważnym? – starała się nie unosić. Istniało ryzyko, że wykorzystała już swój limit takich zachowań przy szefie.
- Niech ci będzie. Sypiaj z Djokovicem i utrudniaj pracę kolegom z branży, nic mi do tego. Ale z Buttonem już przegięłaś! Jeżeli za rok, też nie będzie chciał rozmawiać z żadnym z naszych dziennikarzy, to będę miał gdzieś to ile zrobiłaś budując „Tenis World” i że pracujesz tu od początku. Napiszę ci dobrą opinię, wypłacę odprawę i pożegnam! – zaryczał. Poderwała się na nogi, gotując się w środku z oburzenia.
- To moje życie i rzeczywiście nic do tego ani tobie, ani jakimś cholernym brukowcom! – odparła, po czym opuściła pomieszczenie i udała się wprost do toalety. Pochyliła się nad umywalką, zamykając oczy i przeklęła na czym świat stoi uderzając pięścią w blat.



Jeżeli myślała, że to koniec kłopotów, jakie przysporzy jej brytyjski brukowiec, to zdecydowanie się pomyliła. Dotychczas sądziła, że to Hamilton jest tą częścią zespołu, która skupia wraz z Nicole największą uwagę gazet. A tu okazuje się, że i życie uczuciowe Buttona cieszy się sporym zainteresowaniem.
- To dlatego chciałaś się tak szybko spotkać. – zarzucił jej Serb, wpadając do mieszkania i rzucając doskonale znaną jej gazetę na stolik w salonie. Westchnęła znudzona. Nawet jej własna matka dzwoniła dziś do niej, żeby potwierdzić domysły mediów. Paranoja. Istna paranoja.
- Nole, to tylko stek bzdur, dlaczego wy wszyscy tak się tym przejmujecie? – zapytała, zamykając za nim drzwi. Usiadła na kanapie i zaproponowała to samo tenisiście. Ten jednak stał nad nią niczym jakiś kat i nie zamierzał przystać na jej propozycję.
- Czyli twierdzisz, że te zdjęcia to fotomontaż a ty wcale nie jesteś z Buttonem? – prychnął. – Nie sądziłem, że tak szybko o mnie zapomnisz. Myślałem, że skoro tak przejęłaś się tym co zrobiłaś, to chociaż coś dla ciebie znaczę.
- Przestań. To skomplikowana historia. – mruknęła.
- To mi ją przedstaw tak, żeby nie była skomplikowana! Przez dwa lata bawiłaś się mną w najlepsze, a kiedy trzeba było się zaangażować jak na dorosłego człowieka przystało, ty stchórzyłaś. – tego dnia zamierzał wygarnąć jej wszystko to, co przyszło mu do głowy, kiedy zobaczył tę gazetę. Wcześniej nawet przez myśl mu to nie przeszło. Teraz jednak był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Nie kazałam ci się angażować, pamiętasz?
- Pamiętam i wiesz co? Robiąc inaczej popełniłem największy błąd w moim życiu. Ty nawet nie wiesz czego chcesz. Mnie, Jensona, czy kogoś innego. – zaśmiał się, wcale nie wesoło. Amy gwałtownie się podniosła i stanęła naprzeciwko niego z zaciętą miną. Nie pozwoli się tak traktować. Nie pozwoli żeby te cholerne samce upokarzały ją tego dnia bezkarnie.
- Miałam czekać miesiącami zamknięta w czterech kątach, aż się odezwiesz?! – krzyknęła mu w twarz. Spokój i opanowanie uleciało gdzieś daleko.
- Nie musiałaś się od razu rzucać w ramiona innego! – odwarknął. Wymiana ich uwag i zażaleń trwała w najlepsze przez kilka minut. Kiedy jednak zarzuciła mu, że wyszedł z jej mieszkania bez słowa i nie dawał znaku życia, on przerwał jej w połowie zdania pocałunkiem. Nie była na to przygotowana. Tak samo jak na to, co się stało chwilę później.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 8


Amy usiadła w swoim ulubionym miejscu w sypialni, tuż przy oknie i opierając brodę na kolanach wpatrywała się w panoramę miasta. Nie dlatego, że nie miała co ze sobą zrobić, ale żeby wszystko przemyśleć. I po raz pierwszy od dłuższego czasu udało jej się co nieco poukładać. Kiedy więc na ekranie jej laptopa po raz trzeci pojawiło się okno skype odebrała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Gotowa na randkę? – zaczął Victor, ale kiedy tylko włączyła kamerkę uniósł brwi do góry. Jakoś jasny sweter i spodnie w zielonym, butelkowym kolorze nie pasowały mu na tę okazję.
- Jeszcze nie. Nie wiem co mam ubrać. – oświadczyła, kładąc laptop na łóżku i podchodząc do szafy. Mężczyzna westchnął tylko okazując swoje załamanie.
- Sukienka, czy spodnie? – zapytała, rozsuwając dwa środkowe skrzydła swojej kremowej szafy. Po chwili zastanowienia Davis odparł, że sukienka. Blondynka stanęła przed częścią szafy, w której wisiały właśnie sukienki i zaczęła szukać odpowiedniej.
- Ta z ozdobnym kołnierzykiem czy ta jasna? – mruknęła, ukazując mu dwa materiały na wieszakach.
- Żadna. Dawaj tą nową niebieską. – niemal rozkazał. Amy odłożyła więc to co miała w rękach i chwyciła niebieską, z zamkiem przy dekolcie, z krótkim rękawem, sięgającą do połowy uda, a z tyłu pokaźnie wyciętą.
- Serio? Tak w ogóle, to jak dałam ci się na mówić na ten dekolt? – zapytała, kładąc ją na łóżku i wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Niby nie był taki duży, ale wydawało się, że to najbardziej pokaźny dekolt jaki ma w szafie.
- Dar przekonywania. – odparł dumnie Victor. Brytyjka pokręciła głową i po chwili pożegnała się, obiecując, że jutro do niego zadzwoni. Zostało jej niewiele czasu, ale pozwoliła sobie na długi, ciepły prysznic, żeby się dobrze nastroić. Potem posmarowała się balsamem o lekkim, owocowym zapachu i pomalowała paznokcie. Uszczęśliwiony Lenny pałętał się jej pod nogami, machając ogonem i przyglądając się jej, w czasie w którym ona się malowała. Kiedy już wcisnęła się w sukienkę ze swojej pokaźnej kolekcji butów wybrała najzwyklejsze czarne wysokie czółenka. Spakowała się do niewielkiej czarnej torebki, wysadzanej ćwiekami i wyciągnęła z szafy swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Będziesz grzeczny, prawda? – rzuciła, siadając obok swojego labradora na łóżku i zajmując go pieszczotami. Całe szczęście, że miała Lenny’ego. Był jej wierny od trzech lat i czasami naprawdę uświadamiała sobie, że jedną z najlepszych decyzji ostatnich lat było zabranie bezbronnego psiaka ze schroniska. Lenny został zabrany wraz z kilkunastoma innymi psami z hodowli, w której panowały skandaliczne warunki. Wychudzony i z zaropiałymi oczkami nie zwrócił uwagi nikogo, oprócz niej. Szczeniąt było tam mnóstwo, ale to on, leżąc cicho w kącie zdobył jej serce. I już następnego dnia wylegiwał się na jej kanapie. I tak zostało do dziś.


- Jenson, proszę cię. – blondynka ponownie zaniosła się głośnym śmiechem, próbując wyszukać w torebce kluczy od mieszkania. Od wejścia do budynku nie udało jej się tego zrobić, a przecież nie miała ze sobą ”worka” jak to lubił określać Brytyjczyk, tylko malutką torebeczkę. Nie stanowiło to jednak problemu dla kluczy, które "schowały" się przed nią naprawdę dobrze.
- Mam znajomego ślusarza, dzwonić? – zapytał, machając jej przed nosem swoją komórką. W odpowiedzi uderzyła go łokciem w bok. To by dopiero było zakończenie randki!
- Ha! Mam! – oświadczyła triumfalnie brzdękając głośno kluczami. Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku, jakby chcąc mu pokazać, że to te, których potrzebowała.
- Mówiłem ci już dziś, że wyglądasz cudownie? – mruknął jej na ucho, po czym musnął dołeczek tuż za nim. Amy zachichotała cicho. Victorowi się te określenie nie spodoba.
- Davis już o to zadbał, wyrażając swoje zdanie dosadnie. – odparła. Brytyjczyk roześmiał się, jakby doskonale wiedząc o co chodziło jej przyjacielowi.
- Miał rację, wyglądasz seksownie. – spoważniał na chwilę, po czym pocałował ją. Pozwoliła mu przejąć inicjatywę. Nie minęła jednak chwila jak opierając się o uchylone drzwi wylądowali na podłodze z głośnym łomotem. A Lenny niemal rzucił się na nich z kłami.
- Nie. Wytrzymam. – wykrztusiła, próbując złapać oddech i niemal turlając się po podłodze ze śmiechu. Button zaraz po tym jak wylądował obok niej też zaniósł się donośnym śmiechem. Amy była niemal pewna, że zaraz ktoś poinformuje nocnego dozorcę o dziwnych sytuacjach u niej w mieszkaniu i strażnik wparuje tu przekonany, że zostanie bohaterem dzielnicy. Kierowca kopnął nogą drzwi, zamykając je z kolejnym hukiem, ale o wiele mniejszym niż tym, który rozległ się po ich ”spotkaniu” z parkietem.
- Dlaczego otworzyłaś drzwi? – zapytał, gestykulując. Renwick pokręciła głową, na znak że nie ma pojęcia. Nadal nie była w stanie nic powiedzieć. Dopiero po kilku próbach i głębszych wdechach, podniosła się z poziomu podłogi.
- Napijesz się wina? – zaproponowała, ściągając kurtkę i rzucając ją na oparcie sofy. Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową. Wyjęła dwie lampki, otworzone dzisiaj wino i rozlała je do kieliszków. Podała mu jeden, stając obok niego, przy oknie. Podziękował i przeniósł wzrok z nocnej panoramy Londynu na nią. Objął ją ramieniem i pocałował w skroń.
- Dziękuję za ten wieczór. – szepnęła, uśmiechając się do niego delikatnie.


Cały czas jej umysł zaprzątał wczorajszy wieczór i to nie z powodu bolących po upadku pleców. Czuła perfumy Buttona, jego ciepły dotyk, słyszała jego śmiech. Zabawne było to, że to wszystko stało się tak nagle, niemal z dnia na dzień i wyjątkowo jej to nie martwiło. Chociaż zapewne powinno, bo w jej życiu uczuciowym nigdy nie mogło być długo dobrze.
- Amy, mam nadzieję, że zamyśliłaś się tak nad czymś związanym z nowym numerem. -  oświadczył James, stukając czerwonym markerem o blat stołu, przy którym siedzieli. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
- Jak może pan wątpić, w to, że jest inaczej. – odparła, siadając wygodniej na swoim krześle. Mężczyzna pokiwał głową i nakazał kontynuowanie wywodu jednemu ze swoich pracowników. Od tego czasu jednak uważnie przyglądał się blondynce.
- A oto lista waszych artykułów. – oświadczył niski blondyn, poprawiając okulary i rozdając kartki. Renwick szybko przewertowała swój rozkład obowiązków i ze skrywaną radością zobaczyła tam nowy punkt, którym był dokument o zespołach „od kuchni”. Była do tego perfekcyjnie przygotowana. Martin zgodził się, aby pierwsza część była o McLarenie, Amy przygotowała listę tematów następnych artykułów i nie wątpiła o to, czy James to zatwierdzi.
- Widzę, że polubiłaś formułę. – zagadnął Hough, kiedy opuszczali salę konferencyjną. Potwierdziła jego domysły.
- To dobrze. Tylko niech ci się szybko nie znudzi. – rzucił i udał się w kierunku swojego gabinetu. Pokręciła lekko głową i skierowała się do siebie. Ledwo usadowiła się za biurkiem i otworzyła laptopa z zamiarem zamówienia biletów lotniczych do Belgii i wejściówki na tor w Spa, do pokoju wparował Victor.
- Nie zamawiaj dla mnie biletów. – westchnął, poprawiając włosy. Dziennikarka zabrała dłonie z klawiatury i przyjrzała mu się mrużąc oczy. Jak to nie zamawiaj dla mnie biletu? – pragnęła się dowiedzieć.
- Spa jest całe twoje. Ja w tym czasie mam przeprowadzić wywiad z kierowcą spoza stawki. – wzruszył ramionami. Amy zrobiła tak zwaną „podkówkę”. Rzadko zdarzało się aby ich rozdzielano w pracy.
- No ale opowiadaj o tej waszej randce! – zatarł ręce i poprawił się w fotelu, jakby przygotowując się na dokładną relację. Kiedy już ją usłyszał, zwijał się ze śmiechu. Prawie zupełnie tak jak oni wczoraj.
- Przyznam szczerze, że facet ma wyobraźnie. Na pierwszej randce i już na podłodze? – pokręcił głową Davis, a po chwili oberwał rzuconym przez oburzoną blondynkę długopisem. Pomimo tak długiej współpracy nadal niektóre teksty Victora rozkładają ją na łopatki.
- Jesteś okropny! – skomentowała ze śmiechem. – Tylko jedno ci w głowie!
- Co poradzisz? – odrzekł, rozkładając ręce.
- Mam nie załatwione sprawy z Djokovicem. – rzuciła, w odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jakie ma dzisiaj plany. Jednocześnie potwierdziła zamówienie biletu w Ardeny. Żałowała, że nie będzie z nią jej towarzysza w pracy. Jeżeli będzie miała problem, obydwoje wydadzą fortunę na rozmowy telefoniczne.
- Button wie?
- Button jest jak bóg, wie wszystko. – zaśmiała się, składając kartkę ze swoimi obowiązkami na ten miesiąc i włożyła ją do swojej torebki.
- Bogiem to on jest, ale seksu. – skomentował i puścił jej oczko przed wyjściem z pokoju. I jak tu przejść do takich komentarzy na porządku dziennym?



Tego wieczoru nad Londynem oberwała się chmura. To nie była zwykła brytyjska mżawka, tylko prawdziwa ulewa. Ani Amy, ani nawet Lenny nie byli specjalnie zadowoleni z faktu, że musieli opuścić mieszkanie. Wieczorne wyście jednak się labradorowi należało. Więc uzbrojona w deszczówkę udała się z psem na krótki spacer do pobliskiego parku.
- No mój drogi czeka cię porządne pranie. – westchnęła, poprawiając kaptur kurtki i spoglądając na brudnego, biszkoptowego – do niedawna – pupila. W odpowiedzi zwierzę zaszczekało dwa razy, przyglądając się swojej pani.
- Oj Lenny, Lenny – mruknęła. Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo traktuje on kąpiel jako zabawę, nie widziała spotkania z Djokovicem w kolorowych barwach. O ile nie otworzy mu drzwi od mokrego mieszkania cała w pianie, to przynajmniej kompletnie nieprzygotowana.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 7

- Lewis, naprawdę, zaraz będziecie mnie zbierać z podłogi szpachelką. – zaśmiała się blondynka, opierając ręce na biodrach. Hamilton pod tą groźbą pozwolił jej opuścić parkiet, na którym bawili się już kilkanaście piosenek. A ona dziwiła się, czemu Nicole oświadczyła partnerowi, że musi zrobić sobie przerwę i niemal odpędziła go od siebie. Siedzący przy stoliku Button powitał ją ironicznym uśmieszkiem.
- Dobra zabawa, dobrą zabawą, ale on mnie prawie do zapaści doprowadził! – oświadczyła sięgając po drinka, którego Brytyjczyk przed chwilą odstawił na stolik.
- Hej! – zaśmiał się. Amy wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- Chcesz, żebym umarła z pragnienia? – zapytała. Jenson pokręcił głową.


Minęła ochroniarza, który stał przed wejściem do klubu i informował nieproszonych gości, że trwa w nim zamknięta impreza, uśmiechając się do niego lekko. Założyła włosy za ucho i zamykając oczy wzięła głęboki wdech. Wyszła pooddychać świeżym powietrzem, zanim kompletnie padnie, albo zacznie się jej kręcić w głowie. Pomimo jej początkowych niechęci do tego świata, poczuła, że powoli znajduje w nim swoje miejsce. Ludzie byli szczęśliwi, z radością zawierali nowe kontakty i z, w większości, pełnymi optymizmu osobami bardzo szybko się dogadywała. Inżynier, który bez przerwy żartuje, mechanik, robiący swoim kolegom kawały i publikujący je na twitterze, kierowcy którym wcale nie uderzyła do głowy sława. Z pewnością nie brakło tu i minusów, ale jakoś przestała je zauważać. Poczuła wibrację w lewej kieszeni i ze zdziwieniem stwierdziła, że ma w niej swój telefon. Wcisnęła zieloną słuchawkę na dotykowym ekranie i powitała rozmówcę lekko rozbawionym „tak?”.
- Cześć Amy. – usłyszała. Na chwilę zaniemówiła.
- Cześć Nole. – odpowiedziała, spoglądając na swoje buty. Po chwili denerwującej ciszy po drugiej stronie postanowiła dowiedzieć się kilku rzeczy. – Dlaczego nie chcesz rozmawiać z innymi dziennikarzami z naszej gazety?
- Bo chce ci uświadomić, że nie musiałaś się przenosić. – odparł. Alkohol, który już miała we krwi dzięki Buttonowi and company, sprawił, że się roześmiała. Może i upadła nisko, ale nie na tyle, żeby robić to, o co posądzał ją Serb.
- James przeniósł mnie nie z twojego powodu, ale…w sumie to cholera wie czemu to zrobił, ale zrobił to przed naszą rozmową. I nie miało to nic wspólnego z tobą! – oświadczyła, wypowiadając ostatnie słowa trochę zbyt podniesionym tonem, bo wysoki mężczyzna pełniący rolę ochroniarza upewniał się po chwili, czy wszystko w porządku.
- I zgodziłaś się? – Djokovic wydawał się być zdziwiony.
- Tak. W sumie bardzo dobrze mi to zrobiło. – mruknęła. Ponownie zapanowała chwila ciszy, a kiedy tenisista chciał ponowne się odezwać z klubu wyparowała Nicole i poinformowała ją, że szuka jej już od dobrych dwudziestu minut.
- Novak, odezwę się po powrocie do domu, dobrze? – rzuciła blondynka, pod naporem wyczekującego wzroku Scherzinger.
- Jasne. – usłyszała w odpowiedzi i rozłączyła się.
- Wracamy na parkiet? – zapytała nową koleżankę, a ta z uśmiechem przystała na jej propozycję.


- O Jesus, no – bąknęła w poduszkę blondynka, próbując wymacać swój dzwoniący telefon. Zanim udało jej się go odebrać, zdążył jeszcze spaść z łoskotem na ziemie i trochę ją obudzić. Ile jeszcze wytrzyma, zanim odmówi jej posłuszeństwa?
- Gdzie ty do cholery jesteś!? – pragnął dowiedzieć się Victor.
- W łóżku, a gdzie mam być? – mruknęła Amy, podnosząc się do pozycji siedzącej i rozglądając po pokoju półprzytomnym wzrokiem.
- Na dole, przy taksówce. Samolot na nas czeka kochanieńka! – oświadczył z nutą irytacji w głosie. Kobieta wyskoczyła z łóżka, jakby miało ją zaraz pogryźć i sama nie wiedziała co ma teraz zrobić.
- piętnaście minut. – rzuciła i rozłączyła się. Wybiegła do łazienki, zadowolona, że przynajmniej jest spakowana. Jednak potknięcie się o pustą walizkę leżącą idealnie na jej drodze uświadomiło ją w fakcie, że jednak zapomniała tego zrobić. Wyciągnęła z szafy białe spodnie, koszulę khaki i czarną skórzaną kurtkę. Wyrzuciła z torby czarne szpilki i wrzuciła wszystkie ubrania, które zabrała na ten weekend do walizki, nie dbając o to, że się pogniotą. Po wyjściu z łazienki spakowała swoją kosmetyczkę i musiała usiąść na torbie, żeby ją zamknąć. Nałożyła cienką warstwę podkładu na twarz, pomalowała rzęsy tuszem i maznęła po czarnej linii na powiece.
- Trzy minuty spóźnienia. – oświadczył otwierając drzwi od taksówki blondynce, która związywała włosy w kucyk. Pędzący za nią bagażowy wrzucił walizkę do bagażnika, ponaglany przez Davisa, który już widział ich odlatujący samolot do Londynu.
- Jak tam wczorajsza noc z naszym przystojnym kolegą Buttonem? – poruszył brwiami mężczyzna, kiedy byli już w drodze na lotnisko i oddychał spokojnie. Grunt to zachować spokój.
- Dobrze i nie machaj mi tu tak tymi brwiami, byłam grzeczna! – zapewniła, uderzając go lekko w ramie. Już ona wiedziała co mu chodziło po głowie.
- Jak można nie wykorzystać takiej szansy? Gdybym był tobą… - westchnął Victor, powodując, że Amy złapała się z uśmiechem za głowę.
- Byłbyś niegrzeczny. – dokończyła za niego, po czym zaniosła się chichotem.
- No dokładnie! – odparł niczym nie zrażony. Wiedziała, że trochę sobie też żartuje. Po chwili Renwick udało się opanować i spoważniała.
- Już na tym etapie wiem, że jeżeli coś pójdzie nie tak, nasza przyjaźń może tego nie przetrwać. Boję się zrobić cokolwiek innego. Chciałabym, ale naprawdę się boję, że spartolę jedną jedyną taką więź w moim życiu. – oparła głowę na jego ramieniu. Davis westchnął w odpowiedzi.
- Pamiętasz, jak jeszcze niedawno o nim mówiłaś? Był dla ciebie seksowny, pociągający i nie bałaś się tego głośno powiedzieć. Przyznaj, że dalej tak jest. – on nie pytał jej o zdanie, on oświadczył, że tak właśnie jest. Jej lekkie skinienie głowy było tylko formalnością.
- Więc nie denerwuj mnie, odrzucając taki kawał zajebistego faceta!


Mimo iż taka sytuacja zdarzyła się już dziesiątki razy, pierwszy raz od dawna czuła się trochę niezręcznie. Gorzej było tylko podczas ich pierwszych spotkań. Nie było jej łatwo przejść z relacji czysto przyjacielskich na coś więcej. Nawet jeżeli tego chciała.
- Ja poproszę sałatkę z ruccolą i szklankę wody mineralnej z cytryną. – uśmiechnęła się do kelnera i oddała mu kartę. Czuła się jak nastolatka na pierwszej prawdziwej randce, a to był tylko idiotyczny lunch z mężczyzną, którego znała już dwa lata. Tym razem nikt nie ochrzanił ją za ciągłe spożywanie ”zielska” i nie pozwalanie sobie na wysokokaloryczne i niezdrowe przyjemności. Button też lubił się tak odżywiać.
- James jest zadowolony ze zamiany jakiej dokonał? – Jenson próbował przerwać długą ciszę, jaka zapadła po odejściu młodego blondyna z ich zamówieniem. Cisza nie była dla nich niczym uciążliwym, czuli jednak, że warto o czymś porozmawiać, a nie wpatrywać się w okno, jak to zazwyczaj było kiedy jedli sami.
- Chyba tak. Ku własnemu i mojemu zaskoczeniu. Podobno zarząd się załamał jak usłyszał jego decyzję, ale teraz jest zadowolony. – posłała mu delikatny uśmiech, zakładając kosmyk włosów za ucho. Brytyjczyk roześmiał się cicho.
- Ty sobie wszędzie poradzisz, choćbyś miała zacząć pisać o boksie. – stwierdził.
- Nie kracz mi tu! – poprosiła, roześmiana. O boksie akurat nie bardzo miała ochotę pisać. Atmosfera się rozluźniła i wszystko powróciło na dawne tory. Całe spotkanie upłynęło im na rozmowie na lekkie i przyjemne tematy. Kiedy jednak rachunek był zapłacony, a Amy kończyła się przerwa na posiłek, Jenson chwycił obydwie jej dłonie, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować.
- Pójdziesz ze mną na kolację? – zapytał, stosując bezpośredniość Raikkonena z Silverstone. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona, co trochę go spłoszyło, bo poluźnił uścisk.
- Na kolację? – zapytała dla pewności. Pokiwał głową.
- I traktujemy to jako…? – przegryzła dolną wargę.
- Jako randkę. – odparł poważnie kierowca, patrząc na nią z czymś nieodgadnionym w oczach. Mieszanka pewności siebie, zachęty, nadziei.
- Pójdę. – wypaliła pewnie, chociaż dała sobie obydwie ręce uciąć, że Button czuł jak się jej właśnie te ręce trzęsą. W odpowiedzi uśmiechnął się do niej zabójczo i przed wyjściem z baru pocałował w skroń. Renwick pomachała mu jeszcze przez szybę i kiedy zniknął jej z pola widzenia złapała się za głowę. Miała ochotę się spoliczkować za swoje tchórzostwo i niezdecydowanie przy nim. Zamiast tego jednak chwyciła swoją sporą pomarańczową torbę i ruszyła z powrotem do redakcji.

~*~
Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać i nie dawałam znaku życia, ale mój komputer stał niewzruszony przez trzy tygodnie i nie miał zamiaru się włączyć. Dopiero czwarty informatyk potrafił coś z nim zrobić -.-
Postaram się nadrobić jak najszybciej zaległości :)
A w najbliższym czasie dodać coś na Rolling.
Czy wy też cieszycie się jak głupie, od czasu kiedy zaczęły się prezentacje bolidów? ;D