wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 14 (2)

 

Była zdecydowana. Wiedziała, że jest w domu i wiedziała, że chce to wykorzystać. Po prostu mu to powie, a co on z tym zrobi, to już inna historia. Jednak z każdym kolejnym schodkiem jej zdecydowanie malało. Kilka ostatnich stopni pokonała już w mozolnym tempie. Stanęła na przeciwko eleganckich, brązowych drzwi bez numeru. Już unosiła rękę zaciśniętą w pięść, aby do nich zapukać, jednak kilka milimetrów od drewna zatrzymała ją. Zerknęła na dzwonek, który znacznie łatwiej było by nacisnąć. Niestety, jak poinformował ją portier, w całym budynku z powodu awarii nie ma prądu. Odeszła kilka kroków. A jednak jest za miękka. Spuściła wzrok i ze łzami w oczach zaczęła zbiegać po schodach. Jakieś niewyobrażalne przeznaczenie, kazało Buttonowi wyjść w tym momencie z mieszkania. Kiedy tylko zobaczył znikający za zakrętem skrawek doskonale mu znanej czarnej torby, w której wszystko ginęło niczym w studni bez dna, poderwał się z miejsca i biegiem ruszył za Amy.


- Będę ojcem! - wykrzyczał, wchodząc do Woking i wyskakując lekko w powietrze. Wszyscy dookoła spojrzeli na niego zadziwieni, pozostawiając dotychczasowe zajęcie. Pierwsza obudziła się grupa zwiedzająca fabrykę i zaczęła entuzjastycznie klaskać. Pracownicy dołączyli do nich po chwili, dalej nie bardzo rozumiejąc o co się rozchodzi.
- A co tu się dzieję? - zapytał Martin, marszcząc brwi i stając wraz z Lewisem tuż za Buttonem. Ten szybko się odwrócił i rzucił na szefa, by go uściskać.
- Będę ojcem szefie! - wykrzyczał mu niemal do ucha, aż tamtemu zaczęło w nim dzwonić. Brytyjczyk roześmiał się głośno i poklepał swojego kierowcę po plecach. Stojący obok Hamilton na chwilę znieruchomiał.
- Będę wujkiem! - oznajmił wszystkim i wskoczył na dwójkę ściskających się mężczyzn.


Jenson Button wysiadł ze swego srebrnego bolidu, stanął na jego nosie i uniósł ręce do góry, na znak, że McLaren się podniósł. Pomimo niezbyt udanego początku, teraz wygrał wyścig i powrócił do gry. Zeskoczył i podał rękę swojemu nowemu partnerowi - Perezowi, który uplasował się tuż za drugim Massą i niewiele brakło, by go wyprzedził. Szybko zdjął kask i przekazał go ojcu. Po podziękowaniu mechanikom podszedł do blondynki, dzierżącej na rękach jego małą kopię, w czapce McLarena i ani trochę wystraszonego tym, co dzieję się dookoła. Pocałował ją i z uśmiechem podziękował, że tu jest. Wziął malca na ręce i ku jego wyraźnej uciesze machając fanom udał się w kierunku podium. Checo i Felipe widząc to roześmiali się i natychmiast przywitali z nowym ulubieńcem Formuły 1. Jamie Lewis Button stał się prawdziwym oczkiem w głowie tego sportu. Wspólnie z synkiem wysłuchali hymnu i odebrali nagordę, którą chłopczyk bardzo chciał samodzielnie dzierżyć, nie bacząc na jej wagę. Mały Button skradł na podium całe show kierowcom, którzy jednak nie mieli nic przeciwko i zamiast oblewać się szampanami zaczęli się wygłupiać, by po chwili ustawić się do pamiątkowego zdjęcia. Amy stojąc na dole, przy tuż przy barierce i trzymając w dłoniach kask swojego mężczyzny uśmiechała się promiennie, obserwując to, co działo się na górze. Nie mogła sobie wymarzyć lepszego zakończenia tej historii. Rodzina, którą tworzyli w trójkę, była najlepszym co kiedykolwiek jej się przytrafiło.

~*~
Zapraszam na Here I am. Jest już prolog :)

piątek, 29 marca 2013

Rozdział 14

Była zdecydowana. Wiedziała, że jest w domu i wiedziała, że chce to wykorzystać. Po prostu mu to powie, a co on z tym zrobi, to już inna historia. Jednak z każdym kolejnym schodkiem jej zdecydowanie malało. Kilka ostatnich stopni pokonała już w mozolnym tempie. Stanęła na przeciwko eleganckich, brązowych drzwi bez numeru. Już unosiła rękę zaciśniętą w pięść, aby do nich zapukać, jednak kilka milimetrów od drewna zatrzymała ją. Zerknęła na dzwonek, który znacznie łatwiej było by nacisnąć. Niestety, jak poinformował ją portier, w całym budynku z powodu awarii nie ma prądu. Odeszła kilka kroków. A jednak jest za miękka. Spuściła wzrok i ze łzami w oczach zaczęła zbiegać po schodach.


Biszkoptowy labrador z czerwoną obrożą biegał wesoło po jednym z londyńskich parków, goniąc niczym szczeniak za motylami. Blondynka siedziała na ławce i kryjąc wzrok za czarnymi okularami RayBan, należącymi do kierowcy McLarena, wygrzewała się na słońcu. Oczekiwała na swojego przyjaciela, który jak zwykle trochę się spóźniał. Kiedy się już pojawił, tradycyjnie zaczął ją przepraszać, po czym uśmiechnięty stwierdził, że pięknie wygląda.
- Tak, tylko patrzeć kiedy osiągnę wagę słonia. - zaśmiała się, ukazując szereg białych zębów. Mimo wszystko w końcu zaczęła się szczerze i radośnie uśmiechać. Musiała się z tym wszystkim pogodzić.
- Wyjeżdżam. - oznajmiła po chwili beztroskiej rozmowy. Victor spojrzał na nią okrągłymi jak spodki oczyma. Ledwo był w stanie wykrztusić z siebie ciche "jak to?".
- Tak będzie lepiej. Zauważyłeś jak trzymają się mnie katastrofy? Począwszy od kontuzji łokcia wykluczającej mnie na zawsze z marzeń o karierze tenisistki, przez Ben'a który zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką, aż po tą chorą sytuację. Czas to zakończyć. Wczoraj otrzymałam potwierdzenie z Zurychu. Dostałam tam posadę. Wracam do tenisa, w końcu to moja miłość od najmłodszych lat. Narazie będę w pracowała w studio. Potem mam ogromne szanse na wyjazdy na korty. To nigdy nie będzie Tennis World, ale i to dobre. Sprzedałam mieszkanie i spłaciłam je do końca. Kupiłam całkiem fajny domek w Szwajcarii. Mam do ciebie prośbę odnośnie Shelby.
- Jaką? - zapytał, jeszcze bardziej przygnębiony i blady. Natłok informacji podziałał na niego jeszcze gorzej. Sam nie wiedział na której z nich się skupić.
- Nie stać mnie będzie na utrzymywanie jej, a chciałbym oddać ją w dobre ręce. Wiem, że pokochałeś ten samochód tak jak ja więc... - mężczyzna złapał ją za rękę, kiedy głos się jej załamał. Pokiwał głową na znak, że się zgadza. Wiedział doskonale o co jej chodzi. Odkupi ją od niej. Uśmiechnęła się do niego przez łzy, a kiedy to zobaczył mocno ją przytulił.
- A co z Buttonem? Powinien wiedzieć. - zasugerował, kiedy się uspokoiła.
- Nie jestem w stanie mu powiedzieć. Nole także. Tak będzie lepiej. Kiedy Amy Renwick raz na zawsze zniknie z ich życia. Nawet kiedy wrócę do tenisa, będę unikała jakichkolwiek kontaktów z Djokovicem po za pracą. Przede wszystkim to dla Jensona będzie najlepiej. Nie chce mieć ze mną kontaktu, to widać. - wpatrywała się w piaszczystą ścieżkę. Chciała wierzyć, że tak będzie lepiej. Bardzo chciała i powoli się do tego przekonywała. Nole był zamkniętym rozdziałem jej życia. Raz na zawsze. Rozdział związany z Buttonem z bólem i okropną trudnością starała się właśnie domknąć.
- Amy...Jak możesz mu nie powiedzieć? - Davis spojrzał na nią wzrokiem mówiącym, że źle robi. Westchnęła w odpowiedzi.
- Zrobisz jak uważasz. Ale pamiętaj, że to też jego dziecko...

KONIEC

~*~
Jeżeli ktoś jest niezadowolony z zakończenia, zapraszam tutaj we wtorek :)

Wesołych Świąt dziewczęta :)

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 13


Wyszła z gabinetu z teczką w ręku. Nie trzasnęła nimi, jak to miała w zwyczaju kiedy James ją do siebie prosił. Zamknęła je po cichu, prawie zupełnie bezgłośnie. Uśmiechnęła się niemrawo do sekretarki i ruszyła szybkim tempem, głośno stukając obcasami swoich czarnych szpilek, ze złotymi czubkami. Wszystko tak, jak zwykle. Jakby kolejny raz dał jej jakąś kompletnie pokręconą misję. Dopiero za szklanymi drzwiami zaczęła oddychać zbyt szybko, a wpatrując się w panoramę Londynu zaczęła płakać. Ileż słów w tym pokoju wyszło spod jej ręki, ile artykułów zostało napisanych, ileż pracy włożyła w tą gazetę. Stworzyła "Tennis World" od podstaw. Była jedną z pierwszych dziennikarzy tutaj. Sama zapracowała sobie na kontakty jakie ma, jakie dała gazecie. Współtworzyła ją tyle lat. A teraz jej wspaniały sen się skończył. Na (jeszcze) jej biurku leżała teczka z referencjami i wypowiedzeniem. Zarząd, który nigdy jej nie lubił, w końcu dopiął swego. Nie chcieli dać jej udziałów w gazecie. Miała je przecież otrzymać po tym sezonie tenisowym. Wiedziała, że będą z tym problemy, ale nie sądziła, że dopną swego i wyrzucą ją. Odwróciła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Po tym miesiącu to wszystko nie będzie już do niej należało. Jej pokój zajmie ktoś inny. Nie interesowało jej to, kto będzie teraz pisał o Formule, przecież to miało być tymczasowe! Chciała wrócić po tym sezonie do tenisa! Tymczasem dopadła ją kolejna katastrofa.


Wyszła z redakcji o zupełnie normalnej porze, po drodze na parking wstąpiła do sklepu, by kupić swoje ulubione bułeczki z jabłkami, z restauracji wzięła na wynos makaron z suszonymi pomidorami, a w monopolowym zaopatrzyła się w butelkę wina i szkockiej. Obładowana zakupami zapakowała się do Mustanga i odjechała w stronę domu. Po drodze zatrzymała ją policja. Na kontrolę, bo "taki ładny Mustang rzucił im się w oczy". Miała ochotę im odpowiedzieć, żeby się pieprzyli. Zachowała jednak milczenie. Zatrzasnęła za sobą drzwi mieszkania i zostawiła szpilki na wejściu. Najpierw ukucnęła przy blacie by przywitać się z psem, a potem usiadła oparta o wyspę, drapiąc Lennego za uszami. Nie dbała, czy jej biała sukienka z czarnym kołnierzykiem, która zazwyczaj doprowadzała ją do szału przez łatwość z jaką można było ją pognieść, nie będzie wyglądała jak psu z gardła. Siedziała tępo wpatrując się w szafki stojące przed nią. Kiedy usłyszała swój telefon, pociągnęła za ramiączko torebki i zrzuciła ją niemal na ziemie. Swojego ukochanego Hermesa. Chyba najdroższą pojedynczą rzecz w tym domu, którą traktowała niemal z nabożeństwem. Spojrzała na ekran białego Iphona i odrzuciła połączenie od Victora. Oznaczało to jego wizytę w najbliższym czasie. I tak nie zamierzała otwierać. Potrzebowała pobyć chwilę w samotności. Dźwignęła się by chwycić butelkę szkockiej. Powoli ją otworzyła z zamiarem opróżnienia w pewnej części. Zamiast tego jednak, na sam zapach alkoholu zrobiło jej się niedobrze i wylądowała w łazience.
- Co do cholery? - mruknęła, lekko dysząc i opierając czoło o zimne kafelki. Lenny szczeknął trzy razy, siedząc w progu pomieszczenia. Kiedy doczłapała się do łóżka, uświadomiła sobie jedną, bardzo ważną rzecz. W tym całym zamieszaniu kompletnie straciła rachubę czasu.
- Kurwa mać. - warknęła, zakrywając oczy dłońmi. To, że zemdliło ją na zapach alkoholu to kompletnie inna sprawa. To, że spóźnia się jej okres, było dopiero rzeczą katastrofalną.


Weszła z Lennym do mieszkania, odpięła jego czerwoną skórzaną smycz i odłożyła do szuflady, na jej miejsce. Wraz z psem powlokła się do kuchni, gdzie każde z nich zajęło się swoim napojem. Blondynka usiadła przy stole z butelką wody i westchnęła. Do tej pory nie wierzyła, że straciła prace. Straciła ją, kontakt z Buttonem i jedyne na co miała ochota to sen. Kiedy nie spała, miała ochotę cały czas płakać. Naiwnie nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Pomogła przecież stworzyć "Tennis World", jego renomę i prestiż. Tym czasem oni z niej zrezygnowali. Do tego Button i to wszystko... Oczy miała już pełne łez, kiedy odezwał się jej telefon. Na każdy jego dźwięk sięgała po niego z nadzieją, że to Jenson. Pomyliła się jednak i tym razem. Był to numer, który jeszcze bardziej przyprawił ją o palpitacje serca.
- Kochanie coś się stało? Zaniepokoiła mnie twoja wiadomość. - usłyszała głos matki. Odparła, że tak, wstając na równe nogi i słysząc jak bije jej serce, niemal zagłuszając jej rozmówczynie.
- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego... - blondynka usiadła z powrotem na swoim miejscu i rozpłakała się do telefonu na dobre.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 12


Po powrocie z Finlandii Amy się pochorowała. Nie cierpiała tego, jak chyba każdy. Drugi dzień leżała w łóżku zakatarzona, z chorym gardłem i gorączką, która powodowała, że na przemian trzęsła się pod trzema kocami i kołdrą, albo wachlowała się książką bo było jej tak gorąco. Bolały ją niemal wszystkie mięśnie, głowa i kręgosłup. Żałowała, że poniosła ją wyobraźnia i nie wzięła tam naprawdę ciepłych rzeczy do ubrania. Po pracy wpadał do niej Victor, pilnując żeby brała wszystkie leki i jadła więcej niż dotychczas. Zabierał też Lenny'ego na spacery. Była mu za to niezmiernie wdzięczna.
- Zachowujesz się jakbyś był moją babcią. - zaśmiała się, po wysłuchaniu opowieści co też takiego Brytyjczyk zaserwuje jej na obiad. Jeżeli przeszło jej przez myśl, że przynajmniej trochę schudnie, to musiała chwilowo zapomnieć, że przyjaźni się z Davisem. On cierpiał chyba na brak zajęć pomiędzy pracą, jogą, koszykówką i malowaniem.
- Bo wyglądasz jak kościotrup. - oświadczył, podając jej pomarańcze. Wzięła ją i zaczęła obierać ze skórki. Ona by chciała wyglądać jak kościotrup.
- Przesadzasz. - pokręciła głową, patrząc jak Lenny wbiega do jej sypialni i wskakuje na łóżko. Ułożył się obok niej, kładąc pysk na jej brzuchu i przypatrywał im się tym swoim mądrym wzrokiem. Był bardzo towarzyskim psem. Kiedy tylko ktoś przyszedł, czy coś się działo, on musiał przy tym być.
- W sumie to może lepiej, że się pochorowałaś, przynajmniej mogę cię bezkarnie tuczyć. Odkąd tak się pomieszało z Guziczkiem to marniejesz w oczach. Nie patrz na mnie z wyrzutem. Mam prawo mówić ci prawdę. - rzucił, głaszcząc labradora. Victor i jego szczerość.


- Amy, no dawaj. Wyluzujesz się! - Victor poruszył brwiami. Renwick skrzywiła się nieznacznie, wprawiając mężczyznę w załamanie. W ostatnim czasie chodziła przygnębiona, prawie nic nie jadła i coraz częściej podczas rozmów odpływała do innego świata. Coraz bardziej go to niepokoiło.
- Do jasnej cholery, nie pajacuj! Bo zacznę żałować, że zamiast pomóc ci naprawić sprawę z Djoko, pchałem cie w ramiona Guzika. - rozłożył się  teatralnie na okrągłym fotelu i mierzył ją srogim wzrokiem. Brakowało mu już ostatnio argumentów na nią. A Victorowi Davisowi naprawdę rzadko brakuje argumentów.
- O co ci chodzi? - zmrużyła gniewnie oczy, jakby chciała wypalić mu dziurę w klatce piersiowej.
- O to, że za czasów Nole łatwo było cię wyciągnąć na imprezę i nie wyglądałaś jak siedem nieszczęść, a z twoją urodą i seksapilem to trudny do osiągnięcia stan. - oświadczył. Victor był człowiekiem, który nie bał powiedzieć się prawdy, a że dotyczyło to Amy to uznał za obowiązek, oznajmienia jej tego.
- Czyli co, nagle zmieniłeś zdanie i uważasz, że powinnam być z Novakiem, a nie z Buttonem?! - wstała poddenerwowana i podeszła do okna. Wpatrywała się w nie jak zaczarowana, zakładając ręce na wysokości piersi. Aż przerażało to, jak schudła w ostatnim czasie i jak blado wyglądała. Miał wrażenie, że przed nim stoi jakiś duch, zjawa, ale nie rzeczywista Amy, która niedawno z rumieńcami opowiadała o randce z kierowcą F1.
- Ja ci tego nie sugeruje. Źle mnie zrozumiałaś. Chodzi o to, żebyś ponownie zaczęła żyć. - zaczął gestykulować, jak zawsze kiedy się denerwuje. Dziwne, że jeszcze nie odleciał.
- Przecież... - nie zdążyła dokończyć. Złapała się za skroń i po chwili osunęła się miękko na ziemie, doprowadzając Davisa do stanu przedzawałowego.


Kiedy blondynka powoli otworzyła oczy to, co ujrzała było zaskakujące. Przymknęła je więc z powrotem, zacisnęła mocno powieki, jakby chciała się naprawdę obudzić. To było niemal jak jakiś zły sen. A na dodatek uświadomiła sobie, że kompletnie nie pamięta jak mogła się tu znaleźć. Kiedy ponownie otworzyła oczy nic się nie zmieniło. Ku jej rozpaczy.
- Co tu się dzieje? - wychrypiała, próbując się podnieść, jednak cała trójka dopadła do niej i zakazała tego robić, a Victor wskazał na stojącą obok kroplówkę. Nie cierpiała kroplówek. Od dzieciństwa nie cierpiała kroplówek, zastrzyków i ogólnie szpitali. Przypominało jej zbyt wiele bolesnych rzeczy.
- Napędziłaś mi niezłego stracha. - oświadczył po chwili Davis. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Lekarz powiedział, że jesteś przemęczona i powinnaś zacząć jeść. - wyskoczył Jenson, stojący po drugiej stronie łóżka. Uniosła głowę, by mu się przyjrzeć, po czym spojrzała na wprost, gdzie stał uśmiechnięty co prawda, ale wyraźnie strapiony Nole. Przez chwile sądziła, że ponownie zemdleje. Chciała się podnieść, ale tym razem przeszkodziła jej igła w żyle. Och jak ona tego nie cierpiała.
- Wspaniale. Wiem już, że was przestraszyłam, dlaczego zemdlałam i że potwornie denerwuje mnie ta igła, ale mogę wiedzieć, co wy dwaj tutaj robicie? - zapytała, przenosząc wzrok z Serba na Brytyjczyka i z powrotem. Obydwaj spuścili wzrok. Tak, na pewno o to jej chodziło.
- Proszę was, nie pomagacie. - rzuciła, a zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać do sali wszedł lekarz, na którego widok Victorowi aż zaświeciły się oczy.
- No proszę, ledwo się pani obudziła, a już tylu adoratorów dookoła. - rzucił, uśmiechając się do niej, tuż po tym, jak wyprosił mężczyzn na korytarz. Odmruknęła, że zdecydowanie wolałaby tego uniknąć.
- Wie pani, ja tam się im nie dziwie. - puścił jej oczko, rozbawiając ją. Widocznie taki miał cel. Po przeprowadzeniu krótkiego wywiadu, oznajmił jej kilka rzeczy i wyszedł po wypis. Pierwszy wszedł Davis, na wejściu oznajmiając, że lekarz jest boski. Amy pokręciła głową.
- Powiesz mi, co oni tutaj robią?
- Djokovic był akurat w redakcji, to nie moja sprawka. Ale żebyś widziała jak zbladł! Panowie z pogotowia myśleli, że będą musieli interweniować drugi raz! - zaśmiał się, siadając na krzesełku, obok jej łóżka. Uśmiechnęła się delikatnie. Nole zawsze się o nią troszczył, a ona nie chciała tego zauważyć, bo traktowała to wszystko, jak dobrą zabawę. No i się doigrała. Zapytała Brytyjczyka o Jensona.
- A do guzika zadzwoniłem, bo uznałem, że to dobry moment. Novak trochę zepsuł ten plan, ale co tam - machnął ręką. Jego luz, czasami powalał ją na kolana. Spojrzała za szybę, gdzie sportowcy spokojnie czekali na swoją kolej. Zastanawiała się, co teraz zrobić. Obu zraniła, do obu coś czuła, obaj coś czuli do niej. Zaczynało ją to powoli przerażać.
- I co ja mam według ciebie teraz zrobić? - jęknęła. Davis uniósł brwi do góry i wypuścił, ze świstem powietrze. "Super" - skomentowała cicho pod nosem.
- Najpierw wyjdź ze szpitala. To nie jest dobre miejsce na rozmowy. - rzucił. - Nie lubię szpitali słoneczko. I prosze cię, nie rób mi tak więcej.



Odwieźli ją do domu taksówką, odprowadzili do mieszkania, a potem postanowili, że się nią zajmą. Obyło się bez kłótni i żadnych złośliwych wymian zdań. Panowała wręcz krępująca cisza, przerywana co jakiś czas prośbami mężczyzn o podanie, czy przygotowanie czegoś. Naprawdę się przejęli. Amy natomiast obserwowała wraz z Lennym, który usadowił się na jej kolanach, jak mężczyźni krzątają się po jej mieszkaniu. Wprawiało ją to w zakłopotanie.
- Chłopaki, muszę z wami porozmawiać. - oznajmiła w końcu. A myślała, że już nie będzie używała tego zwrotu w najbliższym czasie. Obydwaj oderwali się od swojej pracy i spojrzeli lekko nieobecnym wzrokiem w jej kierunku.
- Na pewno teraz? Może odpocznij jeszcze trochę. - zatroskany Serb usiadł obok niej. Uśmiechnęła się do niego. Kręcąc głową, powiedziała, że nie ma sensu tego odwlekać. Button milczał. Lenny zajęczał na jej kolanach, patrząc na nią uważnie. Chyba zbytnio przyzwyczaił się do sportowców. Podrapała go za uszami.
- Nie ulega wątpliwości, że trochę nam się to wszystko poplątało. - uśmiechnęła się niemrawo. Cisza. Zdecydowanie nie pomagali jej dzisiaj w rozmowie. Tak opornych ich nie pamiętała.
- Mamy jakieś wino? - zapytała. Stwierdziła, że jest za miękka. Button oburzył się i niemal wykrzyknął, że zwariowała. Lenny czując jak Renwick z zaskoczenia aż się skuliła, zawarczał na Brytyjczyka. Blondynka znowu go uspokoiła.
- Może porozmawiajmy o tym jutro? - ponownie zaproponował Novak. Co on się tak uparł?!
- Do jasnej cholery nie róbcie ze mnie kaleki! - wybuchła ku ich zdziwieniu. - Ja wiem, że was zraniłam i nie cofnę tego, choćbym nie wiem jak bardzo chciała. Mogę was tylko przeprosić. I mieć nadzieje, że kiedyś mi wybaczycie. - rzuciła o wiele ciszej. Pierwszy odezwał się Djokovic. Chwycił jej dłoń i uśmiechnął się, ściskając ją delikatnie. Pokiwał głową na znak, że jej wybaczył. Jenson siedział na końcu kanapy i patrzył na nich.
- Wybaczam ci Amy, nie ma w ogóle o czym mówić. Ale lepiej będzie jeżeli stąd wyjdę. - mruknął z czymś tak bolesnym w spojrzeniu, że kobieta miała łzy w oczach. Podniósł się i szybko opuścił pomieszczenie. Blondynka równie sprawnie się podniosła i pobiegła za nim, nawołując go, żeby czekał, ale nie zdążyła.
- Spokojnie. - poprosił Nole, przytulając ją w progu mieszkania. Rozpłakała się na dobre.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 11

Tak jak się spodziewał, pomimo lekkiego opóźnienia lotu i tak nie zdążył na czas, a nieświadoma niczego Amy odleciała wprost do Espoo. Kiedy znalazła się już na miejscu i w oczekiwaniu na swoje bagaże włączyła telefon, była zaskoczona ilością nieodebranych połączeń, w których przeważały te od Jensona. Zgarnęła z taśmy swoją niewielką walizkę i wybrała numer Brytyjczyka. Odebrał po dwóch sygnałach, jakby warował przy telefonie w oczekiwaniu na rozmowę z nią.
- Coś się stało? - zapytała po krótkim przywitaniu.
- Co robisz w Finalndii? - odpowiedział ostro pytaniem na pytanie Button. Blondynka zmarszczyła czoło, machając w stronę uśmiechniętego Fina, który po nią przyjechał. Zastanawiało ją, któż taki poinformował go o jej wyjeździe. Przeczuwała, że nie będzie mu za to jakoś szczególnie wdzięczna.
- Jestem w pracy. James wysłał mnie do Espoo... - nie dał jej dokończyć. Zazwyczaj to dziennikarze przerywają komuś w połowie zdania, a nie na odwrót.
- W Espoo? No niech zgadnę, zapewne ma to coś wspólnego z Raikkonenem. - zagrzmiał. Nie tylko on się wściekł, Amy nie mogła pojąć jak Jenson mógł to skojarzyć z Kimim, który niczemu nie był winny. Nie należała do osób, które są oazą spokoju i łatwo było ją zdenerwować.
- Wiesz co? Zadzwoń jak wydoroślejesz. - mruknęła zniesmaczona i rozłączyła się. Nie miała zamiaru brnąć w tą chorą rozmowę, bo wiedziała, że do niczego dobrego ona nie doprowadzi. Uśmiechnęła się do kierowcy Lotusa, chcąc pokazać mu, że wszystko gra i wspólnie ruszyli do jego samochodu.


Naprawdę jej wizyta tutaj nie miała nic wspólnego z Iceman'em. Zaoferował jej tylko drobną pomoc, na którą się zgodziła, zważywszy na to, że Finlandia była krajem, którego nie miała jeszcze okazji odwiedzić. Zabawne, była na Madagaskarze, a w Finalndii nie. Tak naprawdę miała napisać o jednym z młodych, dobrze zapowiadających się Fińskich kierowców. Chłopak był już podobno pod obserwacją jednego z programu rozwoju młodych kierowców i miał załapać się do artykułu poświęconym obiecującym talentom, które być może kiedyś dołączą do F1. Na jej liście było pięciu kierowców, o których miała napisać. Oprócz tajemniczego Fina był na niej też Hiszpan, którego pod skrzydła wziął Red Bull, Brytyjczyk z McLarena, kolejny Niemiec, który marzy o byciu następcą Schumachera oraz Polak, który zachwyca w klasach samochodów z dachem. Nie ulegało wątpliwości, że Hough chce powtórzyć zabieg sprzed kilku lat, kiedy w podobnym artykule znalazł się Sergio Perez. Meksykanin do dziś ma słabość do ich gazety, a wiele osób sądzi, że Checo jest ulubieńcem Jamesa. Amy zawsze uważała Buttona za osobę inteligentną, która stroni od teorii spiskowych, ale widać zbyt długo przebywał on w towarzystwie Hamiltona. Uznała to jednak za jego problem i postanowiła skupić się na swojej pracy, gdyż jej szef chyba przestał mieć do niej słabość.


- Wiesz, że jesteś mi winna kolację? - zagadnął Raikkonen, kiedy wracali z rozmowy z Ville. Renwick uprosiła Kimiego, aby się przeszli. Chciała pooddychać świeżym powietrzem i pooglądać trochę miasto. W końcu wyrwała się z pełnego jej problemów Londynu i choć na chwilkę chciała się tu zatrzymać. To co, że przy boku miała gbura nr. 1 w formule. Tak, Kimi nie przestał być chamski dla otoczenia, nie ma co o tym marzyć. Dla niej był miły z niewiadomych powodów, ale podobno z takich niewiadomych powodów zaprzyjaźnił się kilka lat temu z Vettelem. Są po prostu osoby przy których Iceman łagodnieje i tyle, a w czasach Lotusa zdarza się to całkiem często.
- A ja mam lepszą propozycję, chodźmy na drinka. Na pewno polecisz mi coś dobrego. - szturchnęła go, uśmiechając się zawadiacko.
- To prawda zdarzyło mi się zabalować nie raz i nie dwa. - mruknął po cichu, zmieniając wyraz twarzy na lekki uśmieszek, mówiący wszystko.
- I nie dziesięć. - zaśmiała się blondynka, wiedząc, że być może stąpa po cienkiej linii. Och, a kiedy ona po niej nie stąpa? Ostatnio ma wrażenie, że wychyla się na niej tylko w lewo i w prawo.
- Też możliwe - zawtórował jej. Tym razem się udało.


Rzadko kiedy budziła się z takim bólem głowy. Ostatni raz...Z chęcią przypomniałaby sobie ostatni raz, ale potworne kłucie w czaszce jej to uniemożliwiło. Uniosła delikatnie powieki, tak aby upewnić się, że nie dociera tu jakieś oślepiające światło. Nie docierało. Zasłony były szczelnie zasłonięte. Uśmiechnęła się delikatnie, przewracając się na plecy i po chwili zdała sobie sprawę, że to nie jest jej pokój hotelowy. Nie bacząc na jakikolwiek ból podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i spanikowana rozejrzała się dookoła. W głowie kołatało się jej tylko jedno pytanie - Co ja tu robię? I po chwili, kiedy w drzwiach pojawił się Raikkonen w dresie, przeżyła chwilę potężnego strachu. Kiedy paraliż w jakimś stopniu już odpuścił, a ona przypomniała sobie jak się oddycha, zapytała Fina o to, o co przed chwilą pytała samą siebie. Kimi przybrał uśmiech niegrzecznego chłopca. A ona miała ochotę zapytać się wujka Google gdzie jest najbliższy most.
- Nie pamiętasz? - zapytał. Pokręciła przecząco głową, a kiedy usiadł obok niej, miała ochotę wylecieć przez okno.
- Szkoda. Było...całkiem fajnie. - oświadczył. W jej chorej wyobraźni, wzmaganej kacem, tworzyły się teraz najgorsze scenariusze wczorajszego wieczoru i jednego była pewna - nigdy więcej nie będzie piła alkoholu w ilościach, po których nie jest w stanie kontrolować nawet kroku.
- Kimi, czy my? - nie mogła się powstrzymać. Blondyn w odpowiedzi uśmiechnął się do niej, a kiedy zbladła parsknął niepohamowanym śmiechem. W tym momencie chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać, oznajmiając jak bardzo zasługuje teraz na śmierć z jej ręki.
- Niestety byłaś w takim stanie, że jedyne co mówiłaś to Jenson. Jenson to, Jenson tamto. Nie dałem więc rady wciągnąć od ciebie nazwy hotelu. Chyba że nazywał się tak jak Button, to wtedy przepraszam, ale ja byłem w tylko nieco lepszej sytuacji. I nie wykorzystuje już pijanych kobiet. Zwłaszcza kiedy moi koledzy z toru są w nich zakochani po uszy. Wujek Kimi wyrósł już z tego. - uśmiechnął się, wyraźnie dumny z siebie. Amy złapała się za skronie i oświadczyła, że zabije go innym razem, kiedy nie będzie pękała jej głowa. Fin w odpowiedzi poruszył brwiami.

~*~
Kimi atakuje XD

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 10

Chwilę potem rozległo się krótkie pukanie i drzwi się otworzyły. Brytyjczyk stanął w nich jak wmurowany. Zaśmiał się i opierając o klamkę spuścił na chwilę wzrok. Kiedy go podniósł Amy była przy nim i patrzyła na niego przerażonym wzrokiem. Kompletna pustka w jej głowie sprawiała, że nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić czy powiedzieć. Button wiedział jednak doskonale, co chce zrobić w tej chwili.
- Nie chce tego słyszeć. – mruknął, kiedy otwierała usta, by wytłumaczyć mu całą sytuację.
- Myślałem, że masz na tle dużo honoru, żeby pogodzić się ze stratą Amy.- warknął podchodząc do Serba. Brytyjka otworzyła szerzej oczy ze strachu.
- A ja myślałem, że twój honor nie pozwoli ci omamić załamanej kobiety. – odparł mu Novak. Renwick przestała panować nad sytuacją. Zaczynała bać się dalszych czynów i słów rozwścieczonych mężczyzn. Polegała tylko na spokoju jakim w takich sytuacjach zazwyczaj odznaczał się Button. W jego mowie ciała próżno było go jednak szukać.
- Wasza dwójka, jesteście siebie warci – rzucił, oddalając się i wskazując na blondynkę i Djokovica. Próbowała go zatrzymać, ale przed wyjściem poinformował ją, żeby najpierw zastanowiła się nad wszystkim, a dopiero potem się z nim skontaktowała.
- Agr! Niech cię! – warknęła podchodząc do Nole i uderzając pięściami w jego tors. Ten natychmiast złapał jej brodę jedną ręką i delikatnie ścisnął, chcąc żeby się uspokoiła i skupiła się na nim. Z zaciętą miną wpatrywała się w niego.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że mam o tobie zapomnieć, a wyjdę i nigdy więcej mnie tu nie zobaczysz. - poprosił. W jej oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać jedna za drugą po jej policzkach. Jedna za drugą, tą samą drogą. Zdała sobie sprawę, że Los kolejny raz jej dokopał, jakby sama wystarczająco sobie nie potrafiła spieprzyć życia.



Monzę przesiedziała w domu. James wysłał tam tylko Victora, za co w głębi duszy Amy była mu wdzięczna. Na pewno tego zdania nie podzielała jej waga, stojąca w łazience. Kiedy w sobotnie popołudnie po obejrzeniu kwalifikacji coś podkusiło ją do stanięcia na tym właśnie urządzeniu – a chodzą słuchy że to sam diabeł – przeraziła się. Podeszła do lodówki i wyrzuciła wszystkie lody jakie miała, a potem schowała leżące na wierzchu słodycze, aby jej nie kusiły. W cztery dni przytyła zbyt dużo, żeby dalej użalać się nad sobą przy czekoladzie. Na kolację zamówiła już sałatkę z pobliskiej restauracji.
- Lenny, idziemy na spacer. – zagwizdała na psa, który wyłonił się natychmiast zza zakrętu i z merdającym ogonem do niej podbiegł. Założyła mu jego czerwoną smycz i ruszyła do parku. Nie przeszkadzała jej późna pora, postanowiła wybiegać swoje problemy. A kiedy labrador miał już serdecznie dość ruchu odstawiła go do domu i po uzupełnieniu mu porcji wody sama spędziła na świeżym powietrzu jeszcze sporo czasu. Poskutkowało to drgnięciem wagi i trudności z poruszaniem się następnego dnia. Ale problemów wcale nie ubyło.



Siedzenie w domu doprowadzało ją do szaleństwa, ale praca również pierwszy raz okazała się marną odskocznią. Nie potrafiła się na niczym skupić na tyle, żeby napisać coś sensownego, a kiedy jej się to już udało i tak uznawała, że nie upadła tak nisko, żeby coś takiego komukolwiek pokazać. Gdybała co by było gdyby w ogóle się do Djokovica nie odezwała, albo gdyby nie dała Jensonowi żadnej nadziei. W tym momencie mogła tylko gdybać i użalać się nad sobą. Pierwszy raz od odejścia Ben'a. Jej rozmyślania przerwał Victor, wparowując do jej pokoju z propozycją wyjścia na lunch.
- Idź sam. - mruknęła przepraszająco, starając się unikać spotkania jego wzroku. Wiedziała, że to mu się nie spodoba.
- Jak to, idź sam? - zdziwił się mężczyzna.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Nie mam ochoty na nic. - westchnęła, opierając brodę na ręku. Davis uniósł brwi i przez chwilę milczał, przetwarzając dokładnie jej słowa.
- No proszę cię, prędzej czy później wszystko się wyjaśni. A ty nie możesz się tak zamartwiać. To się źle skończy. - zmartwił się.
- To już się tak skończyło Victor. - oznajmiła. Wstała i podeszła do okna. Jeszcze tak niedawno stała tu, przekonana, że Hough po raz kolejny ją wkręca zmieniając jej temat o którym ma pisać. Wtedy wszystko było tak poukładane, albo przynajmniej się takie wydawało. A teraz to prawdziwa katastrofa, jedna za drugą.
- Wpadnij do mnie wieczorem. Zrobię coś dobrego i kalorycznego do jedzenia, i pogadamy o tym twoim Guziczku.



Zamknął za sobą drzwi przyczepy i "zdjął" z twarzy sztuczny uśmiech, który przywdział na podium. Tam trzeba się było cieszyć z drugiego miejsca, żeby nikt nie miał do niego pretensji. Ale teraz, kiedy był sam, mógł skończyć tą szopkę. Wcale nie miał ochoty się uśmiechać. O mały włos nie zakończył wyścigu na starcie, o milimetry minął Romeina i jakoś się odratował. A dlaczego tak późno zaregował? Bo miał przed oczami nie bolid Lotusa rozbijający się na Ferrari Alonso, ale Amy. Dopiero kiedy dotarło do niego, co mogłoby się stać, gdyby nie refleks wziął się w garść i maksymalnie skupił na jeździe. Usiadł na kanapie ustawionej pod ścianą i wypuścił powietrze z głośnym świstem.
- Przecież to jest chore. - mruknął  w przestrzeń. Może Nicole miała rację? Chociaż nie prosił jej o radę i prosił Hamiltona, aby ten zachował wszystko dla siebie (jasne, proś paplę o zachowanie czegoś dla siebie - pomyślał.), to kobieta się wtrąciła. I chyba dobrze zrobiła. Udał się pod prysznic i obiecał sobie, że kiedy spod niego wyjdzie zadzwoni na lotnisko i zarezerwuje bilet na pierwszy samolot do Londynu.
    Zrobił tak, jak zamierzał i jeszcze tego samego wieczoru wyleciał do domu. Przez cały lot układał sobie w głowie różne przemówienia, ale na koniec i tak stwierdził, że najlepiej będzie jak to Amy będzie mówiła, a nie on. A co powie, to będzie wiedział po jej wysłuchaniu. Wprost z lotniska pojechał do niej, ale nie było jej w domu, a przynajmniej nie otwierała. Miał zapasowy klucz, ale stwierdził, że w takiej sytuacji nie będzie go używał. Wrócił do siebie, zjadł coś, wypoczął chwilę po podróży i zadzwonił do niej. Jej telefon był wyłączony. Coraz bardziej mu się to wszystko nie podobało. Mama blondynki zawsze go lubiła, postanowił więc zadzwonić do niej i podpytać co z jego przyjaciółką. Pani Renwick bardzo ucieszyła się jego telefonem. Porozmawiał z nią trochę o pracy, trochę o nim i Amy, a w końcu kiedy dała mu na dłużej dojść do słowa zapytał, czy nie wie może gdzie podziewa się teraz jej córka.
- Jenson, ale przecież Amy wylatuje dziś do Finlandii. - poinformowała go, zdziwiona, że o tym nie wie.
- Jak to do Finlandii? - zapytał podnosząc się z wrażenia z kanapy.
- Nie wiem dokładnie po co, ale zostawiła u nas Lenny'ego więc pewnie na dłużej. Powiedziała, że odezwie się jak wyląduje. - oświadczyła Brytyjka. Button zmarszczył czoło. Co ona do cholery będzie robiła w Finlandii?!
- O której ma samolot? - zapytał.
- Powinni wystartować za kwadrans. - Podziękował za rozmowę i po rozłączeniu się rzucił telefon gdzieś w stronę łóżka. Nie dbał o to, czy tam właśnie wyląduje urządzenie. Nie ulegało wątpliwości, że nie zdąży dojechać na lotnisko przed odlotem. Licząc jednak na jego opóźnienie chwycił kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania. Coś mu bowiem tutaj bardzo nie pasowało.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział 9

Jak na złość scenariusz typowej kąpieli jej psa okazał się niezawodny i tym razem labrador doskonale się bawił, ”topiąc” niemal całą łazienkę i swoją panią przede wszystkim. Blondynka zastanawiała się jak to się dzieję, że za każdym razem kiedy sama go kąpie nie może z nim dojść do ładu i składu. Jak był mały nawet w specjalnym salonie ludziom puszczały nerwy. Można jednak powiedzieć, że na szczęście, teraz chociaż tam potrafią sobie z nim poradzić.
- Lenny, czy ty w końcu dorośniesz? – mruknęła Amy, zmiatając z czoła pianę. Od pasa w górę ciekła z niej woda, a pies siedział na przemokniętym chodniku i zadowolony z siebie merdał ogonem. Zerknęła na zegarek, który odłożyła wcześniej na jedną z półek i z przerażeniem stwierdziła, że nie uda jej się zapanować nad sytuacją przed przyjściem Serba.
- Od jutra wprowadzamy trochę więcej dyscypliny przy kąpieli mój drogi. – oznajmiła surowym tonem, aż labrador spuścił łeb. Najpierw wysuszyła psa, żeby ten nie zdemolował reszty mieszkania, dopiero potem zajęła się sobą. Zanim jednak zabrała się za sprzątanie łazienki odezwał się jej telefon.
- Bardzo cię przepraszam Amy, ale nie będę w stanie dzisiaj dotrzeć do Londynu. Najpierw opóźnili mi lot, a teraz całkiem go odwołali. Jestem uziemiony. – oznajmił Nole, przepraszającym tonem. Renwick usiadła na kancie wanny. Mimo wszystko miała nadzieję na załatwienie tego dzisiejszego wieczoru. Chciała zamknąć tę sprawę i mieć czyste sumienie w stosunku do obydwu mężczyzn, a tak będzie musiała jeszcze długo czekać.
- Ale ja jutro wylatuję do Belgii. – niemal jęknęła.
- No tak, teraz pracujesz przy formule. – westchnął tenisista. W tle słychać było typowe dla lotniska odgłosy.
- W takim razie spotkamy się po moim powrocie. Jeżeli będzie trzeba nawet do ciebie polecę. – oznajmiła z determinacją. Musiała to w końcu załatwić i żadne cholerne lotniska jej w tym nie przeszkodzą.
- Widzę, że bardzo ci na tym spotkaniu zależy. Daj mi znać jak wrócisz do Londynu. – rzucił po czym się pożegnał i rozłączył. Schowała komórkę do kieszeni i spokojnie wróciła do sprzątania po ”katastrofie”.


Amy i Jenson absolutnie nie zachowywali się publicznie jak para, podczas żadnego weekendu. Uznali, że jest to im kompletnie nie potrzebne. No bo po co komu w środku sezonu, lub na początku pracy zainteresowanie mediów? Spa było jednak trochę inne. Tym razem, dziennikarka natrafiła na pierwsze trudności związane ze swoją pracą. Stefano nie bardzo chciał z nią rozmawiać, jako że niemal cały czas widział ją w pobliżu McLarena, jakoś jednak udało jej się zdobyć te informacje, które chciała. Miała zamiar napisać o atmosferze po wygranym wyścigu i jakby specjalnie dla niej, brytyjski zespół wygrał, ułatwiając jej tym samym zadanie. Tym razem jednak nie Hamilton miał stanąć na najwyższym stopniu podium, ale Button. Po raz pierwszy dała się ponieść emocjom i wariowała razem z mechanikami, tuż pod podium. Kiedy wysiadł z bolidu, pierwsze co zrobił, to podbiegł do niej, wrzeszczącej z resztą ekipy, ujął jej twarz w dłonie i nie przejmując się niczym ani nikim wpił się w jej usta. Dookoła rozszedł się gwizd pracowników McLarena i błyski fleszy. Ale dla nich nikogo oprócz nich nie było. Przynajmniej do czasu, kiedy ktoś oznajmił kierowcy, że już na niego czekają. Złożył wtedy jeszcze kilka krótkich pocałunków na jej ustach, nie mogąc się z nią rozstać i pędem puścił się do budynku, zostawiając jej swój kask. Zazwyczaj dzierżył go jego ojciec, a prawie nigdy jego partnerka. Tylko raz powierzył go niejakiej Melanie.
- Wiesz, że jutro nie będziesz miała życia? – zapytała ją później Nicole. Odparła, że wie.


- Zaciągnąłeś mnie tu celowo. – oznajmiła, próbując poruszać się do tyłu, na swoich wysokich szpilkach.
- Nie prawda. – zaśmiał się Button, rozsuwając powoli zamek od jej sukienki.
- Pewnie. – odparła, kompletnie mu nie wierząc. Ale czy naprawdę sądziła, że będą odpoczywać po imprezie i wyścigu? Byłaby chyba głupia. Mruknął zadowolony, kiedy jej czarna sukienka wylądowała na podłodze i tym samym ukazał mu się komplet bielizny tego samego koloru. Całując go zachłannie, zaczęła odpinać guziki od jego koszuli, a kiedy Brytyjczyk już się jej pozbył, odrzucając gdzieś w przestrzeń, uniósł ją na tyle, żeby mogła objąć go nogami w pasie i ruszył w kierunku łóżka, muskając jej szyję i obojczyk. Ułożył ją delikatnie na pościeli i bez skrupułów badał dokładnie każdy skrawek jej ciała.



W pracy była od rana, przyszła jako jedna z pierwszych, żeby dokończyć w spokoju artykuł i podać go do korekty. Humor jej dopisywał, a poprawiły go jeszcze czerwone róże, które przyniósł kurier. Ich zapach roznosił się potem po całym pokoju, mieszając się z jej perfumami. Spokój zakłócił jednak Hough, wchodząc bez pukania do pomieszczenia i rzucając jej pod nos gazetę. To co, że przy okazji zdmuchnął połowę papierów, które na owym biurku były. Podszedł do okna i wpatrując się w widok, jaki się z niego roztaczał z zaciętą miną rzucił:
- Istnieje dyscyplina sportu, do której mógłbym cię przypisać, żebyś nie wiązała się z żadnym zawodnikiem? – blondynka odwróciła się w jego stronę i sięgnęła po najzwyklejszy brytyjski brukowiec, który żył tylko plotkami. Widocznie zdjęcie jej i Buttona wywołało niemałą sensację w szeregach podrzędnych dziennikarzy, bo rozciągało się na pół strony, a pani, która go pisała zarzucała Amy, że tak właśnie zdobywa informacje w F1. Prychnęła, wrzucając stertę bzdur wydrukowanych na kilku stronach do kosza. Uznała przejmowanie się tymi słowami za niepoważne.
- Też uważasz, że jestem puszczalska? Podzielasz zdanie pani dziennikarki, która ma kompleksy bo piszę o bzdurach, zamiast o czymś poważnym? – starała się nie unosić. Istniało ryzyko, że wykorzystała już swój limit takich zachowań przy szefie.
- Niech ci będzie. Sypiaj z Djokovicem i utrudniaj pracę kolegom z branży, nic mi do tego. Ale z Buttonem już przegięłaś! Jeżeli za rok, też nie będzie chciał rozmawiać z żadnym z naszych dziennikarzy, to będę miał gdzieś to ile zrobiłaś budując „Tenis World” i że pracujesz tu od początku. Napiszę ci dobrą opinię, wypłacę odprawę i pożegnam! – zaryczał. Poderwała się na nogi, gotując się w środku z oburzenia.
- To moje życie i rzeczywiście nic do tego ani tobie, ani jakimś cholernym brukowcom! – odparła, po czym opuściła pomieszczenie i udała się wprost do toalety. Pochyliła się nad umywalką, zamykając oczy i przeklęła na czym świat stoi uderzając pięścią w blat.



Jeżeli myślała, że to koniec kłopotów, jakie przysporzy jej brytyjski brukowiec, to zdecydowanie się pomyliła. Dotychczas sądziła, że to Hamilton jest tą częścią zespołu, która skupia wraz z Nicole największą uwagę gazet. A tu okazuje się, że i życie uczuciowe Buttona cieszy się sporym zainteresowaniem.
- To dlatego chciałaś się tak szybko spotkać. – zarzucił jej Serb, wpadając do mieszkania i rzucając doskonale znaną jej gazetę na stolik w salonie. Westchnęła znudzona. Nawet jej własna matka dzwoniła dziś do niej, żeby potwierdzić domysły mediów. Paranoja. Istna paranoja.
- Nole, to tylko stek bzdur, dlaczego wy wszyscy tak się tym przejmujecie? – zapytała, zamykając za nim drzwi. Usiadła na kanapie i zaproponowała to samo tenisiście. Ten jednak stał nad nią niczym jakiś kat i nie zamierzał przystać na jej propozycję.
- Czyli twierdzisz, że te zdjęcia to fotomontaż a ty wcale nie jesteś z Buttonem? – prychnął. – Nie sądziłem, że tak szybko o mnie zapomnisz. Myślałem, że skoro tak przejęłaś się tym co zrobiłaś, to chociaż coś dla ciebie znaczę.
- Przestań. To skomplikowana historia. – mruknęła.
- To mi ją przedstaw tak, żeby nie była skomplikowana! Przez dwa lata bawiłaś się mną w najlepsze, a kiedy trzeba było się zaangażować jak na dorosłego człowieka przystało, ty stchórzyłaś. – tego dnia zamierzał wygarnąć jej wszystko to, co przyszło mu do głowy, kiedy zobaczył tę gazetę. Wcześniej nawet przez myśl mu to nie przeszło. Teraz jednak był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Nie kazałam ci się angażować, pamiętasz?
- Pamiętam i wiesz co? Robiąc inaczej popełniłem największy błąd w moim życiu. Ty nawet nie wiesz czego chcesz. Mnie, Jensona, czy kogoś innego. – zaśmiał się, wcale nie wesoło. Amy gwałtownie się podniosła i stanęła naprzeciwko niego z zaciętą miną. Nie pozwoli się tak traktować. Nie pozwoli żeby te cholerne samce upokarzały ją tego dnia bezkarnie.
- Miałam czekać miesiącami zamknięta w czterech kątach, aż się odezwiesz?! – krzyknęła mu w twarz. Spokój i opanowanie uleciało gdzieś daleko.
- Nie musiałaś się od razu rzucać w ramiona innego! – odwarknął. Wymiana ich uwag i zażaleń trwała w najlepsze przez kilka minut. Kiedy jednak zarzuciła mu, że wyszedł z jej mieszkania bez słowa i nie dawał znaku życia, on przerwał jej w połowie zdania pocałunkiem. Nie była na to przygotowana. Tak samo jak na to, co się stało chwilę później.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 8


Amy usiadła w swoim ulubionym miejscu w sypialni, tuż przy oknie i opierając brodę na kolanach wpatrywała się w panoramę miasta. Nie dlatego, że nie miała co ze sobą zrobić, ale żeby wszystko przemyśleć. I po raz pierwszy od dłuższego czasu udało jej się co nieco poukładać. Kiedy więc na ekranie jej laptopa po raz trzeci pojawiło się okno skype odebrała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Gotowa na randkę? – zaczął Victor, ale kiedy tylko włączyła kamerkę uniósł brwi do góry. Jakoś jasny sweter i spodnie w zielonym, butelkowym kolorze nie pasowały mu na tę okazję.
- Jeszcze nie. Nie wiem co mam ubrać. – oświadczyła, kładąc laptop na łóżku i podchodząc do szafy. Mężczyzna westchnął tylko okazując swoje załamanie.
- Sukienka, czy spodnie? – zapytała, rozsuwając dwa środkowe skrzydła swojej kremowej szafy. Po chwili zastanowienia Davis odparł, że sukienka. Blondynka stanęła przed częścią szafy, w której wisiały właśnie sukienki i zaczęła szukać odpowiedniej.
- Ta z ozdobnym kołnierzykiem czy ta jasna? – mruknęła, ukazując mu dwa materiały na wieszakach.
- Żadna. Dawaj tą nową niebieską. – niemal rozkazał. Amy odłożyła więc to co miała w rękach i chwyciła niebieską, z zamkiem przy dekolcie, z krótkim rękawem, sięgającą do połowy uda, a z tyłu pokaźnie wyciętą.
- Serio? Tak w ogóle, to jak dałam ci się na mówić na ten dekolt? – zapytała, kładąc ją na łóżku i wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Niby nie był taki duży, ale wydawało się, że to najbardziej pokaźny dekolt jaki ma w szafie.
- Dar przekonywania. – odparł dumnie Victor. Brytyjka pokręciła głową i po chwili pożegnała się, obiecując, że jutro do niego zadzwoni. Zostało jej niewiele czasu, ale pozwoliła sobie na długi, ciepły prysznic, żeby się dobrze nastroić. Potem posmarowała się balsamem o lekkim, owocowym zapachu i pomalowała paznokcie. Uszczęśliwiony Lenny pałętał się jej pod nogami, machając ogonem i przyglądając się jej, w czasie w którym ona się malowała. Kiedy już wcisnęła się w sukienkę ze swojej pokaźnej kolekcji butów wybrała najzwyklejsze czarne wysokie czółenka. Spakowała się do niewielkiej czarnej torebki, wysadzanej ćwiekami i wyciągnęła z szafy swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Będziesz grzeczny, prawda? – rzuciła, siadając obok swojego labradora na łóżku i zajmując go pieszczotami. Całe szczęście, że miała Lenny’ego. Był jej wierny od trzech lat i czasami naprawdę uświadamiała sobie, że jedną z najlepszych decyzji ostatnich lat było zabranie bezbronnego psiaka ze schroniska. Lenny został zabrany wraz z kilkunastoma innymi psami z hodowli, w której panowały skandaliczne warunki. Wychudzony i z zaropiałymi oczkami nie zwrócił uwagi nikogo, oprócz niej. Szczeniąt było tam mnóstwo, ale to on, leżąc cicho w kącie zdobył jej serce. I już następnego dnia wylegiwał się na jej kanapie. I tak zostało do dziś.


- Jenson, proszę cię. – blondynka ponownie zaniosła się głośnym śmiechem, próbując wyszukać w torebce kluczy od mieszkania. Od wejścia do budynku nie udało jej się tego zrobić, a przecież nie miała ze sobą ”worka” jak to lubił określać Brytyjczyk, tylko malutką torebeczkę. Nie stanowiło to jednak problemu dla kluczy, które "schowały" się przed nią naprawdę dobrze.
- Mam znajomego ślusarza, dzwonić? – zapytał, machając jej przed nosem swoją komórką. W odpowiedzi uderzyła go łokciem w bok. To by dopiero było zakończenie randki!
- Ha! Mam! – oświadczyła triumfalnie brzdękając głośno kluczami. Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku, jakby chcąc mu pokazać, że to te, których potrzebowała.
- Mówiłem ci już dziś, że wyglądasz cudownie? – mruknął jej na ucho, po czym musnął dołeczek tuż za nim. Amy zachichotała cicho. Victorowi się te określenie nie spodoba.
- Davis już o to zadbał, wyrażając swoje zdanie dosadnie. – odparła. Brytyjczyk roześmiał się, jakby doskonale wiedząc o co chodziło jej przyjacielowi.
- Miał rację, wyglądasz seksownie. – spoważniał na chwilę, po czym pocałował ją. Pozwoliła mu przejąć inicjatywę. Nie minęła jednak chwila jak opierając się o uchylone drzwi wylądowali na podłodze z głośnym łomotem. A Lenny niemal rzucił się na nich z kłami.
- Nie. Wytrzymam. – wykrztusiła, próbując złapać oddech i niemal turlając się po podłodze ze śmiechu. Button zaraz po tym jak wylądował obok niej też zaniósł się donośnym śmiechem. Amy była niemal pewna, że zaraz ktoś poinformuje nocnego dozorcę o dziwnych sytuacjach u niej w mieszkaniu i strażnik wparuje tu przekonany, że zostanie bohaterem dzielnicy. Kierowca kopnął nogą drzwi, zamykając je z kolejnym hukiem, ale o wiele mniejszym niż tym, który rozległ się po ich ”spotkaniu” z parkietem.
- Dlaczego otworzyłaś drzwi? – zapytał, gestykulując. Renwick pokręciła głową, na znak że nie ma pojęcia. Nadal nie była w stanie nic powiedzieć. Dopiero po kilku próbach i głębszych wdechach, podniosła się z poziomu podłogi.
- Napijesz się wina? – zaproponowała, ściągając kurtkę i rzucając ją na oparcie sofy. Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową. Wyjęła dwie lampki, otworzone dzisiaj wino i rozlała je do kieliszków. Podała mu jeden, stając obok niego, przy oknie. Podziękował i przeniósł wzrok z nocnej panoramy Londynu na nią. Objął ją ramieniem i pocałował w skroń.
- Dziękuję za ten wieczór. – szepnęła, uśmiechając się do niego delikatnie.


Cały czas jej umysł zaprzątał wczorajszy wieczór i to nie z powodu bolących po upadku pleców. Czuła perfumy Buttona, jego ciepły dotyk, słyszała jego śmiech. Zabawne było to, że to wszystko stało się tak nagle, niemal z dnia na dzień i wyjątkowo jej to nie martwiło. Chociaż zapewne powinno, bo w jej życiu uczuciowym nigdy nie mogło być długo dobrze.
- Amy, mam nadzieję, że zamyśliłaś się tak nad czymś związanym z nowym numerem. -  oświadczył James, stukając czerwonym markerem o blat stołu, przy którym siedzieli. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
- Jak może pan wątpić, w to, że jest inaczej. – odparła, siadając wygodniej na swoim krześle. Mężczyzna pokiwał głową i nakazał kontynuowanie wywodu jednemu ze swoich pracowników. Od tego czasu jednak uważnie przyglądał się blondynce.
- A oto lista waszych artykułów. – oświadczył niski blondyn, poprawiając okulary i rozdając kartki. Renwick szybko przewertowała swój rozkład obowiązków i ze skrywaną radością zobaczyła tam nowy punkt, którym był dokument o zespołach „od kuchni”. Była do tego perfekcyjnie przygotowana. Martin zgodził się, aby pierwsza część była o McLarenie, Amy przygotowała listę tematów następnych artykułów i nie wątpiła o to, czy James to zatwierdzi.
- Widzę, że polubiłaś formułę. – zagadnął Hough, kiedy opuszczali salę konferencyjną. Potwierdziła jego domysły.
- To dobrze. Tylko niech ci się szybko nie znudzi. – rzucił i udał się w kierunku swojego gabinetu. Pokręciła lekko głową i skierowała się do siebie. Ledwo usadowiła się za biurkiem i otworzyła laptopa z zamiarem zamówienia biletów lotniczych do Belgii i wejściówki na tor w Spa, do pokoju wparował Victor.
- Nie zamawiaj dla mnie biletów. – westchnął, poprawiając włosy. Dziennikarka zabrała dłonie z klawiatury i przyjrzała mu się mrużąc oczy. Jak to nie zamawiaj dla mnie biletu? – pragnęła się dowiedzieć.
- Spa jest całe twoje. Ja w tym czasie mam przeprowadzić wywiad z kierowcą spoza stawki. – wzruszył ramionami. Amy zrobiła tak zwaną „podkówkę”. Rzadko zdarzało się aby ich rozdzielano w pracy.
- No ale opowiadaj o tej waszej randce! – zatarł ręce i poprawił się w fotelu, jakby przygotowując się na dokładną relację. Kiedy już ją usłyszał, zwijał się ze śmiechu. Prawie zupełnie tak jak oni wczoraj.
- Przyznam szczerze, że facet ma wyobraźnie. Na pierwszej randce i już na podłodze? – pokręcił głową Davis, a po chwili oberwał rzuconym przez oburzoną blondynkę długopisem. Pomimo tak długiej współpracy nadal niektóre teksty Victora rozkładają ją na łopatki.
- Jesteś okropny! – skomentowała ze śmiechem. – Tylko jedno ci w głowie!
- Co poradzisz? – odrzekł, rozkładając ręce.
- Mam nie załatwione sprawy z Djokovicem. – rzuciła, w odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jakie ma dzisiaj plany. Jednocześnie potwierdziła zamówienie biletu w Ardeny. Żałowała, że nie będzie z nią jej towarzysza w pracy. Jeżeli będzie miała problem, obydwoje wydadzą fortunę na rozmowy telefoniczne.
- Button wie?
- Button jest jak bóg, wie wszystko. – zaśmiała się, składając kartkę ze swoimi obowiązkami na ten miesiąc i włożyła ją do swojej torebki.
- Bogiem to on jest, ale seksu. – skomentował i puścił jej oczko przed wyjściem z pokoju. I jak tu przejść do takich komentarzy na porządku dziennym?



Tego wieczoru nad Londynem oberwała się chmura. To nie była zwykła brytyjska mżawka, tylko prawdziwa ulewa. Ani Amy, ani nawet Lenny nie byli specjalnie zadowoleni z faktu, że musieli opuścić mieszkanie. Wieczorne wyście jednak się labradorowi należało. Więc uzbrojona w deszczówkę udała się z psem na krótki spacer do pobliskiego parku.
- No mój drogi czeka cię porządne pranie. – westchnęła, poprawiając kaptur kurtki i spoglądając na brudnego, biszkoptowego – do niedawna – pupila. W odpowiedzi zwierzę zaszczekało dwa razy, przyglądając się swojej pani.
- Oj Lenny, Lenny – mruknęła. Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo traktuje on kąpiel jako zabawę, nie widziała spotkania z Djokovicem w kolorowych barwach. O ile nie otworzy mu drzwi od mokrego mieszkania cała w pianie, to przynajmniej kompletnie nieprzygotowana.

piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 7

- Lewis, naprawdę, zaraz będziecie mnie zbierać z podłogi szpachelką. – zaśmiała się blondynka, opierając ręce na biodrach. Hamilton pod tą groźbą pozwolił jej opuścić parkiet, na którym bawili się już kilkanaście piosenek. A ona dziwiła się, czemu Nicole oświadczyła partnerowi, że musi zrobić sobie przerwę i niemal odpędziła go od siebie. Siedzący przy stoliku Button powitał ją ironicznym uśmieszkiem.
- Dobra zabawa, dobrą zabawą, ale on mnie prawie do zapaści doprowadził! – oświadczyła sięgając po drinka, którego Brytyjczyk przed chwilą odstawił na stolik.
- Hej! – zaśmiał się. Amy wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
- Chcesz, żebym umarła z pragnienia? – zapytała. Jenson pokręcił głową.


Minęła ochroniarza, który stał przed wejściem do klubu i informował nieproszonych gości, że trwa w nim zamknięta impreza, uśmiechając się do niego lekko. Założyła włosy za ucho i zamykając oczy wzięła głęboki wdech. Wyszła pooddychać świeżym powietrzem, zanim kompletnie padnie, albo zacznie się jej kręcić w głowie. Pomimo jej początkowych niechęci do tego świata, poczuła, że powoli znajduje w nim swoje miejsce. Ludzie byli szczęśliwi, z radością zawierali nowe kontakty i z, w większości, pełnymi optymizmu osobami bardzo szybko się dogadywała. Inżynier, który bez przerwy żartuje, mechanik, robiący swoim kolegom kawały i publikujący je na twitterze, kierowcy którym wcale nie uderzyła do głowy sława. Z pewnością nie brakło tu i minusów, ale jakoś przestała je zauważać. Poczuła wibrację w lewej kieszeni i ze zdziwieniem stwierdziła, że ma w niej swój telefon. Wcisnęła zieloną słuchawkę na dotykowym ekranie i powitała rozmówcę lekko rozbawionym „tak?”.
- Cześć Amy. – usłyszała. Na chwilę zaniemówiła.
- Cześć Nole. – odpowiedziała, spoglądając na swoje buty. Po chwili denerwującej ciszy po drugiej stronie postanowiła dowiedzieć się kilku rzeczy. – Dlaczego nie chcesz rozmawiać z innymi dziennikarzami z naszej gazety?
- Bo chce ci uświadomić, że nie musiałaś się przenosić. – odparł. Alkohol, który już miała we krwi dzięki Buttonowi and company, sprawił, że się roześmiała. Może i upadła nisko, ale nie na tyle, żeby robić to, o co posądzał ją Serb.
- James przeniósł mnie nie z twojego powodu, ale…w sumie to cholera wie czemu to zrobił, ale zrobił to przed naszą rozmową. I nie miało to nic wspólnego z tobą! – oświadczyła, wypowiadając ostatnie słowa trochę zbyt podniesionym tonem, bo wysoki mężczyzna pełniący rolę ochroniarza upewniał się po chwili, czy wszystko w porządku.
- I zgodziłaś się? – Djokovic wydawał się być zdziwiony.
- Tak. W sumie bardzo dobrze mi to zrobiło. – mruknęła. Ponownie zapanowała chwila ciszy, a kiedy tenisista chciał ponowne się odezwać z klubu wyparowała Nicole i poinformowała ją, że szuka jej już od dobrych dwudziestu minut.
- Novak, odezwę się po powrocie do domu, dobrze? – rzuciła blondynka, pod naporem wyczekującego wzroku Scherzinger.
- Jasne. – usłyszała w odpowiedzi i rozłączyła się.
- Wracamy na parkiet? – zapytała nową koleżankę, a ta z uśmiechem przystała na jej propozycję.


- O Jesus, no – bąknęła w poduszkę blondynka, próbując wymacać swój dzwoniący telefon. Zanim udało jej się go odebrać, zdążył jeszcze spaść z łoskotem na ziemie i trochę ją obudzić. Ile jeszcze wytrzyma, zanim odmówi jej posłuszeństwa?
- Gdzie ty do cholery jesteś!? – pragnął dowiedzieć się Victor.
- W łóżku, a gdzie mam być? – mruknęła Amy, podnosząc się do pozycji siedzącej i rozglądając po pokoju półprzytomnym wzrokiem.
- Na dole, przy taksówce. Samolot na nas czeka kochanieńka! – oświadczył z nutą irytacji w głosie. Kobieta wyskoczyła z łóżka, jakby miało ją zaraz pogryźć i sama nie wiedziała co ma teraz zrobić.
- piętnaście minut. – rzuciła i rozłączyła się. Wybiegła do łazienki, zadowolona, że przynajmniej jest spakowana. Jednak potknięcie się o pustą walizkę leżącą idealnie na jej drodze uświadomiło ją w fakcie, że jednak zapomniała tego zrobić. Wyciągnęła z szafy białe spodnie, koszulę khaki i czarną skórzaną kurtkę. Wyrzuciła z torby czarne szpilki i wrzuciła wszystkie ubrania, które zabrała na ten weekend do walizki, nie dbając o to, że się pogniotą. Po wyjściu z łazienki spakowała swoją kosmetyczkę i musiała usiąść na torbie, żeby ją zamknąć. Nałożyła cienką warstwę podkładu na twarz, pomalowała rzęsy tuszem i maznęła po czarnej linii na powiece.
- Trzy minuty spóźnienia. – oświadczył otwierając drzwi od taksówki blondynce, która związywała włosy w kucyk. Pędzący za nią bagażowy wrzucił walizkę do bagażnika, ponaglany przez Davisa, który już widział ich odlatujący samolot do Londynu.
- Jak tam wczorajsza noc z naszym przystojnym kolegą Buttonem? – poruszył brwiami mężczyzna, kiedy byli już w drodze na lotnisko i oddychał spokojnie. Grunt to zachować spokój.
- Dobrze i nie machaj mi tu tak tymi brwiami, byłam grzeczna! – zapewniła, uderzając go lekko w ramie. Już ona wiedziała co mu chodziło po głowie.
- Jak można nie wykorzystać takiej szansy? Gdybym był tobą… - westchnął Victor, powodując, że Amy złapała się z uśmiechem za głowę.
- Byłbyś niegrzeczny. – dokończyła za niego, po czym zaniosła się chichotem.
- No dokładnie! – odparł niczym nie zrażony. Wiedziała, że trochę sobie też żartuje. Po chwili Renwick udało się opanować i spoważniała.
- Już na tym etapie wiem, że jeżeli coś pójdzie nie tak, nasza przyjaźń może tego nie przetrwać. Boję się zrobić cokolwiek innego. Chciałabym, ale naprawdę się boję, że spartolę jedną jedyną taką więź w moim życiu. – oparła głowę na jego ramieniu. Davis westchnął w odpowiedzi.
- Pamiętasz, jak jeszcze niedawno o nim mówiłaś? Był dla ciebie seksowny, pociągający i nie bałaś się tego głośno powiedzieć. Przyznaj, że dalej tak jest. – on nie pytał jej o zdanie, on oświadczył, że tak właśnie jest. Jej lekkie skinienie głowy było tylko formalnością.
- Więc nie denerwuj mnie, odrzucając taki kawał zajebistego faceta!


Mimo iż taka sytuacja zdarzyła się już dziesiątki razy, pierwszy raz od dawna czuła się trochę niezręcznie. Gorzej było tylko podczas ich pierwszych spotkań. Nie było jej łatwo przejść z relacji czysto przyjacielskich na coś więcej. Nawet jeżeli tego chciała.
- Ja poproszę sałatkę z ruccolą i szklankę wody mineralnej z cytryną. – uśmiechnęła się do kelnera i oddała mu kartę. Czuła się jak nastolatka na pierwszej prawdziwej randce, a to był tylko idiotyczny lunch z mężczyzną, którego znała już dwa lata. Tym razem nikt nie ochrzanił ją za ciągłe spożywanie ”zielska” i nie pozwalanie sobie na wysokokaloryczne i niezdrowe przyjemności. Button też lubił się tak odżywiać.
- James jest zadowolony ze zamiany jakiej dokonał? – Jenson próbował przerwać długą ciszę, jaka zapadła po odejściu młodego blondyna z ich zamówieniem. Cisza nie była dla nich niczym uciążliwym, czuli jednak, że warto o czymś porozmawiać, a nie wpatrywać się w okno, jak to zazwyczaj było kiedy jedli sami.
- Chyba tak. Ku własnemu i mojemu zaskoczeniu. Podobno zarząd się załamał jak usłyszał jego decyzję, ale teraz jest zadowolony. – posłała mu delikatny uśmiech, zakładając kosmyk włosów za ucho. Brytyjczyk roześmiał się cicho.
- Ty sobie wszędzie poradzisz, choćbyś miała zacząć pisać o boksie. – stwierdził.
- Nie kracz mi tu! – poprosiła, roześmiana. O boksie akurat nie bardzo miała ochotę pisać. Atmosfera się rozluźniła i wszystko powróciło na dawne tory. Całe spotkanie upłynęło im na rozmowie na lekkie i przyjemne tematy. Kiedy jednak rachunek był zapłacony, a Amy kończyła się przerwa na posiłek, Jenson chwycił obydwie jej dłonie, zanim zdążyła jakkolwiek zareagować.
- Pójdziesz ze mną na kolację? – zapytał, stosując bezpośredniość Raikkonena z Silverstone. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona, co trochę go spłoszyło, bo poluźnił uścisk.
- Na kolację? – zapytała dla pewności. Pokiwał głową.
- I traktujemy to jako…? – przegryzła dolną wargę.
- Jako randkę. – odparł poważnie kierowca, patrząc na nią z czymś nieodgadnionym w oczach. Mieszanka pewności siebie, zachęty, nadziei.
- Pójdę. – wypaliła pewnie, chociaż dała sobie obydwie ręce uciąć, że Button czuł jak się jej właśnie te ręce trzęsą. W odpowiedzi uśmiechnął się do niej zabójczo i przed wyjściem z baru pocałował w skroń. Renwick pomachała mu jeszcze przez szybę i kiedy zniknął jej z pola widzenia złapała się za głowę. Miała ochotę się spoliczkować za swoje tchórzostwo i niezdecydowanie przy nim. Zamiast tego jednak chwyciła swoją sporą pomarańczową torbę i ruszyła z powrotem do redakcji.

~*~
Przepraszam, że kazałam wam tyle czekać i nie dawałam znaku życia, ale mój komputer stał niewzruszony przez trzy tygodnie i nie miał zamiaru się włączyć. Dopiero czwarty informatyk potrafił coś z nim zrobić -.-
Postaram się nadrobić jak najszybciej zaległości :)
A w najbliższym czasie dodać coś na Rolling.
Czy wy też cieszycie się jak głupie, od czasu kiedy zaczęły się prezentacje bolidów? ;D

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 6


Siedziała na parapecie usłanym poduszkami, dłońmi obejmując kubek gorącej kawy, której aromat roznosił się po całej jej sypialni. Oparła głowę o szybę i bez celu patrzyła na Londyn. Jej ukochane miasto. Zapowiadał się wyjątkowo piękny dzień. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a na niebie w przeciwieństwie do wczorajszego deszczowego wieczoru, pojawiły się tylko małe obłoczki. Nie spała już dobrą godzinę. Obserwowała jak miasto budzi się do życia, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Jej życie było jednym wielkim bałaganem. I dopiero teraz, kiedy ten bałagan robił się naprawdę potężny zdała sobie z tego sprawę. Djokovic już się nie odezwał i była przekonana, że tego nie zrobi, a jeżeli już, to tylko po to by się z nią pożegnać. To bolało. Bolała ją świadomość tego, że go zawiodła. Chciała być pewna, że wyleczy to, zanim skrzywdzi Jensona. Nie mogła, bo wtedy jego też go straci. Z resztą miała uczucie, że czegokolwiek nie zrobi i tak go straci.


Zdenerwowana Amy stanęła obok mężczyzny w grafitowym, szytym na miarę garniturze, zakładając ręce na wysokości piersi. Na jej twarzy malowała się irytacja. On nie zwrócił na to jednak najmniejszej uwagi, pochłonięty zupełnie czymś innym.
- Ładny, prawda? – wskazał na obraz wiszący przed nimi. Blondynka spojrzała na niego z ukosa.
- Ja tu widzę pieprzony czarny kwadrat na białym tle za czterdzieści tysięcy funtów. Mogę wiedzieć po co mnie tu ściągnąłeś? – odparła zirytowana. Powinna już być w domu. Było grubo po dziewiętnastej, a Lenny czekał na nią zapewne ze smyczą w pysku. Dzięki Bogu córka jej koleżanki z pracy dorabiała sobie, wyprowadzając popołudniami kilka psów, w tym i jej.
- Novak wręcz zażądał żebyś wróciła do tenisa. Nie chciał rozmawiać z nikim innym. – odparł, ruszając do kolejnego obrazu. Kobieta uznała, że nie rozumie współczesnego malarstwa. Dopiero po chwili spojrzała przerażona na swojego pracodawcę. Poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. Chciała się przesłyszeć, tak bardzo chciała się przesłyszeć. To nie może być prawda. Djokovic nie należał do osób łączących życie prywatne ze sportowym. Przynajmniej w jej wypadku. Czasami zdarzało się, że kiedy wypatrzyła ją w tłumie, natychmiast się do niej kierował, ale naprawdę rzadko kiedy miała pierwszeństwo. Nie zmieniało to jednak faktu, że zapanowała cisza. James oczekiwał odpowiedzi, a ona była przerażona.
- Chyba nie chcesz żebym wróciła do tenisa? – zapytała, wkładając ręce do kieszeni swoich czarnych rurek z krótkimi nogawkami. Hough oderwał wreszcie wzrok od jakiś kolorowych bazgrołów i spojrzał na nią rozbawiony. Rzeczywiście bardzo zabawne. Boki zrywać.
- Wydawało mi się, że chciałaś do tego wrócić. – rzucił. Renwick zmieszała się, odwracając szybko wzrok. Tym samym pokazała mu całą prawdę.
- Właściwie to jest mi to obojętne. – mruknęła siląc się na obojętny ton.
- Zostajesz w F1. Na razie. Jak ci się znudzi to coś wymyślimy. A teraz chciałbym, żebyś uporządkowała sprawę z Djokovicem, żebym mógł normalnie prowadzić „Tenis World” – puścił jej oczko i odszedł w głąb pomieszczenia. Wypuściła powietrze z głośnym świstem i ponownie spojrzała na wiszący przed nią obraz. Pokręciła głową i udała się do wyjścia z galerii, w której zaopatrywała się jej redakcja.


Wyjazd na GP Węgier zbliżał się wielkimi krokami. Wyścig w Niemczech jakoś udało jej się przetrwać, ale w Budapeszcie musiała porozmawiać z Jensonem na poważnie. I to napawało ją niemal lękiem. Rzuciła kij najdalej jak mogła, a Lenny rzucił się za nim w pogoń. Nasunęła kaptur swojej żółtej bluzy na głowę i czekała aż jej pupil przybiegnie, żeby zabrać go do domu. Mżawka zaczęła się zamieniać w coraz intensywniejszy deszcz. Kiedy weszła z czworonogiem do domu jej rodziców poczuła przyjemne ciepło.
- Córka Laury, pamiętasz Kate, wyszła niedawno za mąż. – rzuciła niby od niechcenia jej mama. Uśmiech zniknął z twarzy blondynki, bo już wiedziała do czego zmierza ta rozmowa. Zawsze się tak zaczynało. Tym razem jednak wybitnie nie miała humoru, by tego słuchać. Ostrzegła mamę, zdejmując bluzę. Ale jej rodzicielka nic sobie z tego nie robiła.
- Chcę wiedzieć, dlaczego wszyscy w okolicy mogą chwalić się swoimi wnukami, córkami wychodzącymi za mąż, albo synami w takiej samej sytuacji, a ja nie. – blondynka zacisnęła mocno pięści.
- Bo moje życie jest jednym wielkim bałaganem. Zdradziłam mężczyznę który znosił mnie przez całe dwa lata na moich warunkach, akurat wtedy kiedy wszystko miało się jakoś układać. Dodatkowo mój wspaniałomyślny szef zmienił mi tematykę pisania. A żeby było śmieszniej mój najlepszy przyjaciel jest we mnie zakochany! Dlatego nie możesz się mną chwalić. Przyjadę po Lennego zaraz po powrocie. – warknęła i zgarniając kluczyki od samochodu wyszła z domu. Wsiadała do Mustanga i oparła czoło na kierownicy, oddychając głęboko. Po chwili uderzyła w nią z całej siły, czując jak łzy napływają jej do oczu.



Kiedy tylko przeszła przez bramki ustawione przy wejściu do paddocku Hungaroringu, ścisnęło jej żołądek. Uśmiechała się niemrawo do witających ją kierowców, których poznała podczas dwóch poprzednich rund. Raikkonen, ku zdziwieniu swojego zespołowego partnera nawet uściskał Brytyjkę, zanim przedstawił ją Romeainowi.
- Nie mogę doczekać się kolejnego wywiadu. – zaśmiał się Fin na odchodne. Uśmiechnięta Amy odprowadziła go wzrokiem do jego samochodu.
- A on dalej swoje? – usłyszała za sobą. Odetchnęła głęboko i odwróciła się. Button miał coś niesamowicie uspokajającego w swoim głosie, co mimo wszystko podziałało i tym razem. Jesteś dużą dziewczynką, przecież to nic trudnego – pomyślała. A mimo to miała ogromną ochotę wziąć nogi za pas i uciec stamtąd w tempie któregoś z  bolidów.
- Musimy porozmawiać. – rzuciła. To nawet zabawne, jak często ostatnio używała tego zdania. Skinął lekko głową. Ruszyli nieśpiesznym krokiem do tymczasowej siedziby McLarena, rozmawiając jak gdyby nigdy nic. Jednak kiedy Jenson zamknął za nimi drzwi jego pokoju zapanowała głucha cisza. Żadne z nich nie miało pojęcia jak rozpocząć tą rozmowę. Jeszcze niedawno nie mieli z takimi rzeczami problemu.
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem możliwie najgorszym materiałem na tworzenie związku, jaki sobie wybrałeś? – rzuciła blondynka. Kierowca odnalazł jej rękę i splótł ją ze swoją. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Nie jest tak źle. – puścił jej oczko.
- Właśnie, że jest. Ja już chyba zapomniałam jak to jest kochać. – mruknęła smutna, spuszczając wzrok i wlepiając go w podłogę. Button mocniej ścisnął jej dłoń, jednocześnie unosząc jej podbródek do góry. Znał ją doskonale i wiedział, że to nie jest głupia wymówka. Amy wiedziała co to znaczy być zranioną.
- Mogę ci pomóc sobie przypomnieć. – szepnął, wywołując dreszcze na jej karku. Pocałował ją delikatnie w kącik ust. Kobieta nie mogła pojąć jakim cudem to się dzieję. Znali się całkiem długo, to prawda, że od razu złapali wspaniały kontakt, ale chyba przez myśl jej nie przeszło, że jej ciało może nagle zacząć tak na niego reagować. Przynajmniej po takim czasie, bo trzeba przyznać, że na początku ich znajomości Button działał na nią jak żaden inny mężczyzna. Bez namysłu wpiła się w jego usta, zanim się od niej odsunął. Czuł jej gorącą dłoń na swoim policzku. Założył kosmyk jej blond włosów za ucho i delikatnie musnął dołeczek za nim. To był krok naprzód. Malutki, ale liczy się że był.



W niedzielę z przewieszoną na szyi vip’owską wejściówką McLarena oglądała wyścig z perspektywy garażu wraz z Nicole, głośno się śmiejąc i co i rusz zwracając na siebie uwagę realizatorów transmisji. Mimo iż nigdy jakoś specjalnie nie przepadała za partnerką Lewisa, kiedy ją poznała diametralnie zmieniła o niej zdanie. O to dlaczego nie powinno się oceniać, kogoś kogo się nie zna osobiście.
- Chyba czas zbierać się pod podium – oświadczyła Scherzinger, podnosząc się z krzesełka. Amy kiwnęła głową w odpowiedzi. Wyglądało na to, że Lewis wygra dzisiejszy wyścig, chociaż Kimi bardzo na niego naciskał.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz wieczorem na imprezę z Jensonem? – zagadnęła Nicole, tuż przed przekroczeniem progu garażu Brytyjskiego zespołu.
- Postaram się. – odparła uśmiechnięta blondynka w odpowiedzi. Większość pracowników tuż po minięciu linii mety przez Hamiltona niemal wybiegła z boksu by pogratulować swojemu koledze. Została tylko ona i inżynierowie, których można by zliczyć na palcach jednej ręki. Zanim w pomieszczeniu pojawił się Jenson, zdążyła zaproponować Jamesowi swój pomysł na zaprezentowanie zespołu F1 „od kuchni”, co bardzo spodobało się Houghowi i dał jej wolną rękę w tej sprawie.
- Nawet na chwilę nie rozstajesz się z pracą? – mruknął Brytyjczyk, siadając obok niej i zakładając ręce za głowę. Renwick wzruszyła tylko ramionami, chowając telefon do kieszeni swoich ciemnych Wranglerów.
- Button, długo mam jeszcze na ciebie czekać? – zapytała Saddie, rzeczniczka prasowa McLarena, opierając ręce na biodrach. Mężczyzna jęknął niezadowolony, ale podniósł się powoli.
- Dziennikarze nie zając, nie uciekną. – mruknął cicho.
- Dzięki wielkie za wsparcie dla moich kolegów po fachu. – oburzyła się Amy, rzucając w niego jego własną czapką, którą zostawił, na jej kolanach.


Amy początkowo broniła się przed pójściem z Buttonem, świętować zwycięstwo Hamiltona, ale Brytyjczyk miał mocne argumenty. Wykorzystał m.in. fakt, że Renwick może tam porozmawiać z Martinem o nowej serii artykułów, wykorzystując jego dobry nastrój. Blondynka pożałowała, że podzieliła się z nim swoim pomysłem. Ale kiedy użył argumentu mówiącego, że dawno nie była z nim na żadnej imprezie, zgodziła się.
- A w co ja mam się ubrać? – jęknęła, otwierając niewielką szafę w swoim pokoju hotelowym. Jenson ukrył twarz w dłoniach. Nigdy nie zrozumie fenomenu kobiet. Chociażby nie wiadomo ile ciuchów miały w szafie, choćby się usypywały z półek, one i tak nie mają co na siebie włożyć. To wykracza po za jego wyobraźnie. I chyba każdego faceta na tym świecie.
- Wy kobiety i te wasze poważne problemy. – zaśmiał się Button rzucając się po chwili na jej łóżko. W odpowiedzi oberwał jej kremowym sweterkiem. Kiedy zdjął go z twarzy, oświadczył, że cokolwiek założy zrobi na wszystkich piorunujące wrażenie. Amy mu nie uwierzyła. Spojrzała na niego wręcz jak na debila.
- No nie możesz po prostu włożyć jeansów i białej koszulki? – drążył.
- Nie mogę. – mruknęła, przekopując swoje ubrania i wywracając je do góry nogami. Jeżeli jutro podczas pakowania wszystko znajdzie, będzie cudotwórcą. Jej walizka chyba nigdy nie zazna czasów, w których będzie domykana bez problemu, albo nie w ostatniej chwili.
- A ja ci mówię…
- Jesteś genialny. – przerwała mu, podrywając się raptownie i kompletnie zbijając go z tropu.
- Serio? Znaczy, oczywiście, że jestem. – oświadczył obserwując jak kobieta krząta się z uśmiechem po pokoju a potem znika w łazience. Zaprezentowała mu się po dość krótkim, jak dla niej oczywiście, czasie. Miała bowiem na względzie, że nie wypada się wiele spóźnić. Jednak dla Jensona, jak dla każdego mężczyzny była to niemal wieczność.
- Dłużej nie można było? – zapytał z nutką wyrzutu w głosie. Amy zmrużyła oczy. Do jasnych, przetartych jeansowych rurek i białego T-shirtu założyła żółte szpilki. Dodała sporo biżuterii na rękach i jakiś wisiorek. Kilka kosmyków z przodu podpięła do góry i zrobiła całkiem mocny makijaż. Przemilczała jego pytanie, wyciągając z czeluści walizki małą torebeczkę, którą zawsze brała „na wszelki wypadek”.


~*~
Na razie tylko tu. Nie mogę ruszyć z Rolling.