sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 6


Siedziała na parapecie usłanym poduszkami, dłońmi obejmując kubek gorącej kawy, której aromat roznosił się po całej jej sypialni. Oparła głowę o szybę i bez celu patrzyła na Londyn. Jej ukochane miasto. Zapowiadał się wyjątkowo piękny dzień. Słońce powoli wyłaniało się zza horyzontu, a na niebie w przeciwieństwie do wczorajszego deszczowego wieczoru, pojawiły się tylko małe obłoczki. Nie spała już dobrą godzinę. Obserwowała jak miasto budzi się do życia, próbując poukładać sobie wszystko w głowie. Jej życie było jednym wielkim bałaganem. I dopiero teraz, kiedy ten bałagan robił się naprawdę potężny zdała sobie z tego sprawę. Djokovic już się nie odezwał i była przekonana, że tego nie zrobi, a jeżeli już, to tylko po to by się z nią pożegnać. To bolało. Bolała ją świadomość tego, że go zawiodła. Chciała być pewna, że wyleczy to, zanim skrzywdzi Jensona. Nie mogła, bo wtedy jego też go straci. Z resztą miała uczucie, że czegokolwiek nie zrobi i tak go straci.


Zdenerwowana Amy stanęła obok mężczyzny w grafitowym, szytym na miarę garniturze, zakładając ręce na wysokości piersi. Na jej twarzy malowała się irytacja. On nie zwrócił na to jednak najmniejszej uwagi, pochłonięty zupełnie czymś innym.
- Ładny, prawda? – wskazał na obraz wiszący przed nimi. Blondynka spojrzała na niego z ukosa.
- Ja tu widzę pieprzony czarny kwadrat na białym tle za czterdzieści tysięcy funtów. Mogę wiedzieć po co mnie tu ściągnąłeś? – odparła zirytowana. Powinna już być w domu. Było grubo po dziewiętnastej, a Lenny czekał na nią zapewne ze smyczą w pysku. Dzięki Bogu córka jej koleżanki z pracy dorabiała sobie, wyprowadzając popołudniami kilka psów, w tym i jej.
- Novak wręcz zażądał żebyś wróciła do tenisa. Nie chciał rozmawiać z nikim innym. – odparł, ruszając do kolejnego obrazu. Kobieta uznała, że nie rozumie współczesnego malarstwa. Dopiero po chwili spojrzała przerażona na swojego pracodawcę. Poczuła jak krew odpływa jej z twarzy. Chciała się przesłyszeć, tak bardzo chciała się przesłyszeć. To nie może być prawda. Djokovic nie należał do osób łączących życie prywatne ze sportowym. Przynajmniej w jej wypadku. Czasami zdarzało się, że kiedy wypatrzyła ją w tłumie, natychmiast się do niej kierował, ale naprawdę rzadko kiedy miała pierwszeństwo. Nie zmieniało to jednak faktu, że zapanowała cisza. James oczekiwał odpowiedzi, a ona była przerażona.
- Chyba nie chcesz żebym wróciła do tenisa? – zapytała, wkładając ręce do kieszeni swoich czarnych rurek z krótkimi nogawkami. Hough oderwał wreszcie wzrok od jakiś kolorowych bazgrołów i spojrzał na nią rozbawiony. Rzeczywiście bardzo zabawne. Boki zrywać.
- Wydawało mi się, że chciałaś do tego wrócić. – rzucił. Renwick zmieszała się, odwracając szybko wzrok. Tym samym pokazała mu całą prawdę.
- Właściwie to jest mi to obojętne. – mruknęła siląc się na obojętny ton.
- Zostajesz w F1. Na razie. Jak ci się znudzi to coś wymyślimy. A teraz chciałbym, żebyś uporządkowała sprawę z Djokovicem, żebym mógł normalnie prowadzić „Tenis World” – puścił jej oczko i odszedł w głąb pomieszczenia. Wypuściła powietrze z głośnym świstem i ponownie spojrzała na wiszący przed nią obraz. Pokręciła głową i udała się do wyjścia z galerii, w której zaopatrywała się jej redakcja.


Wyjazd na GP Węgier zbliżał się wielkimi krokami. Wyścig w Niemczech jakoś udało jej się przetrwać, ale w Budapeszcie musiała porozmawiać z Jensonem na poważnie. I to napawało ją niemal lękiem. Rzuciła kij najdalej jak mogła, a Lenny rzucił się za nim w pogoń. Nasunęła kaptur swojej żółtej bluzy na głowę i czekała aż jej pupil przybiegnie, żeby zabrać go do domu. Mżawka zaczęła się zamieniać w coraz intensywniejszy deszcz. Kiedy weszła z czworonogiem do domu jej rodziców poczuła przyjemne ciepło.
- Córka Laury, pamiętasz Kate, wyszła niedawno za mąż. – rzuciła niby od niechcenia jej mama. Uśmiech zniknął z twarzy blondynki, bo już wiedziała do czego zmierza ta rozmowa. Zawsze się tak zaczynało. Tym razem jednak wybitnie nie miała humoru, by tego słuchać. Ostrzegła mamę, zdejmując bluzę. Ale jej rodzicielka nic sobie z tego nie robiła.
- Chcę wiedzieć, dlaczego wszyscy w okolicy mogą chwalić się swoimi wnukami, córkami wychodzącymi za mąż, albo synami w takiej samej sytuacji, a ja nie. – blondynka zacisnęła mocno pięści.
- Bo moje życie jest jednym wielkim bałaganem. Zdradziłam mężczyznę który znosił mnie przez całe dwa lata na moich warunkach, akurat wtedy kiedy wszystko miało się jakoś układać. Dodatkowo mój wspaniałomyślny szef zmienił mi tematykę pisania. A żeby było śmieszniej mój najlepszy przyjaciel jest we mnie zakochany! Dlatego nie możesz się mną chwalić. Przyjadę po Lennego zaraz po powrocie. – warknęła i zgarniając kluczyki od samochodu wyszła z domu. Wsiadała do Mustanga i oparła czoło na kierownicy, oddychając głęboko. Po chwili uderzyła w nią z całej siły, czując jak łzy napływają jej do oczu.



Kiedy tylko przeszła przez bramki ustawione przy wejściu do paddocku Hungaroringu, ścisnęło jej żołądek. Uśmiechała się niemrawo do witających ją kierowców, których poznała podczas dwóch poprzednich rund. Raikkonen, ku zdziwieniu swojego zespołowego partnera nawet uściskał Brytyjkę, zanim przedstawił ją Romeainowi.
- Nie mogę doczekać się kolejnego wywiadu. – zaśmiał się Fin na odchodne. Uśmiechnięta Amy odprowadziła go wzrokiem do jego samochodu.
- A on dalej swoje? – usłyszała za sobą. Odetchnęła głęboko i odwróciła się. Button miał coś niesamowicie uspokajającego w swoim głosie, co mimo wszystko podziałało i tym razem. Jesteś dużą dziewczynką, przecież to nic trudnego – pomyślała. A mimo to miała ogromną ochotę wziąć nogi za pas i uciec stamtąd w tempie któregoś z  bolidów.
- Musimy porozmawiać. – rzuciła. To nawet zabawne, jak często ostatnio używała tego zdania. Skinął lekko głową. Ruszyli nieśpiesznym krokiem do tymczasowej siedziby McLarena, rozmawiając jak gdyby nigdy nic. Jednak kiedy Jenson zamknął za nimi drzwi jego pokoju zapanowała głucha cisza. Żadne z nich nie miało pojęcia jak rozpocząć tą rozmowę. Jeszcze niedawno nie mieli z takimi rzeczami problemu.
- Zdajesz sobie sprawę, że jestem możliwie najgorszym materiałem na tworzenie związku, jaki sobie wybrałeś? – rzuciła blondynka. Kierowca odnalazł jej rękę i splótł ją ze swoją. Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Nie jest tak źle. – puścił jej oczko.
- Właśnie, że jest. Ja już chyba zapomniałam jak to jest kochać. – mruknęła smutna, spuszczając wzrok i wlepiając go w podłogę. Button mocniej ścisnął jej dłoń, jednocześnie unosząc jej podbródek do góry. Znał ją doskonale i wiedział, że to nie jest głupia wymówka. Amy wiedziała co to znaczy być zranioną.
- Mogę ci pomóc sobie przypomnieć. – szepnął, wywołując dreszcze na jej karku. Pocałował ją delikatnie w kącik ust. Kobieta nie mogła pojąć jakim cudem to się dzieję. Znali się całkiem długo, to prawda, że od razu złapali wspaniały kontakt, ale chyba przez myśl jej nie przeszło, że jej ciało może nagle zacząć tak na niego reagować. Przynajmniej po takim czasie, bo trzeba przyznać, że na początku ich znajomości Button działał na nią jak żaden inny mężczyzna. Bez namysłu wpiła się w jego usta, zanim się od niej odsunął. Czuł jej gorącą dłoń na swoim policzku. Założył kosmyk jej blond włosów za ucho i delikatnie musnął dołeczek za nim. To był krok naprzód. Malutki, ale liczy się że był.



W niedzielę z przewieszoną na szyi vip’owską wejściówką McLarena oglądała wyścig z perspektywy garażu wraz z Nicole, głośno się śmiejąc i co i rusz zwracając na siebie uwagę realizatorów transmisji. Mimo iż nigdy jakoś specjalnie nie przepadała za partnerką Lewisa, kiedy ją poznała diametralnie zmieniła o niej zdanie. O to dlaczego nie powinno się oceniać, kogoś kogo się nie zna osobiście.
- Chyba czas zbierać się pod podium – oświadczyła Scherzinger, podnosząc się z krzesełka. Amy kiwnęła głową w odpowiedzi. Wyglądało na to, że Lewis wygra dzisiejszy wyścig, chociaż Kimi bardzo na niego naciskał.
- Mam nadzieję, że przyjdziesz wieczorem na imprezę z Jensonem? – zagadnęła Nicole, tuż przed przekroczeniem progu garażu Brytyjskiego zespołu.
- Postaram się. – odparła uśmiechnięta blondynka w odpowiedzi. Większość pracowników tuż po minięciu linii mety przez Hamiltona niemal wybiegła z boksu by pogratulować swojemu koledze. Została tylko ona i inżynierowie, których można by zliczyć na palcach jednej ręki. Zanim w pomieszczeniu pojawił się Jenson, zdążyła zaproponować Jamesowi swój pomysł na zaprezentowanie zespołu F1 „od kuchni”, co bardzo spodobało się Houghowi i dał jej wolną rękę w tej sprawie.
- Nawet na chwilę nie rozstajesz się z pracą? – mruknął Brytyjczyk, siadając obok niej i zakładając ręce za głowę. Renwick wzruszyła tylko ramionami, chowając telefon do kieszeni swoich ciemnych Wranglerów.
- Button, długo mam jeszcze na ciebie czekać? – zapytała Saddie, rzeczniczka prasowa McLarena, opierając ręce na biodrach. Mężczyzna jęknął niezadowolony, ale podniósł się powoli.
- Dziennikarze nie zając, nie uciekną. – mruknął cicho.
- Dzięki wielkie za wsparcie dla moich kolegów po fachu. – oburzyła się Amy, rzucając w niego jego własną czapką, którą zostawił, na jej kolanach.


Amy początkowo broniła się przed pójściem z Buttonem, świętować zwycięstwo Hamiltona, ale Brytyjczyk miał mocne argumenty. Wykorzystał m.in. fakt, że Renwick może tam porozmawiać z Martinem o nowej serii artykułów, wykorzystując jego dobry nastrój. Blondynka pożałowała, że podzieliła się z nim swoim pomysłem. Ale kiedy użył argumentu mówiącego, że dawno nie była z nim na żadnej imprezie, zgodziła się.
- A w co ja mam się ubrać? – jęknęła, otwierając niewielką szafę w swoim pokoju hotelowym. Jenson ukrył twarz w dłoniach. Nigdy nie zrozumie fenomenu kobiet. Chociażby nie wiadomo ile ciuchów miały w szafie, choćby się usypywały z półek, one i tak nie mają co na siebie włożyć. To wykracza po za jego wyobraźnie. I chyba każdego faceta na tym świecie.
- Wy kobiety i te wasze poważne problemy. – zaśmiał się Button rzucając się po chwili na jej łóżko. W odpowiedzi oberwał jej kremowym sweterkiem. Kiedy zdjął go z twarzy, oświadczył, że cokolwiek założy zrobi na wszystkich piorunujące wrażenie. Amy mu nie uwierzyła. Spojrzała na niego wręcz jak na debila.
- No nie możesz po prostu włożyć jeansów i białej koszulki? – drążył.
- Nie mogę. – mruknęła, przekopując swoje ubrania i wywracając je do góry nogami. Jeżeli jutro podczas pakowania wszystko znajdzie, będzie cudotwórcą. Jej walizka chyba nigdy nie zazna czasów, w których będzie domykana bez problemu, albo nie w ostatniej chwili.
- A ja ci mówię…
- Jesteś genialny. – przerwała mu, podrywając się raptownie i kompletnie zbijając go z tropu.
- Serio? Znaczy, oczywiście, że jestem. – oświadczył obserwując jak kobieta krząta się z uśmiechem po pokoju a potem znika w łazience. Zaprezentowała mu się po dość krótkim, jak dla niej oczywiście, czasie. Miała bowiem na względzie, że nie wypada się wiele spóźnić. Jednak dla Jensona, jak dla każdego mężczyzny była to niemal wieczność.
- Dłużej nie można było? – zapytał z nutką wyrzutu w głosie. Amy zmrużyła oczy. Do jasnych, przetartych jeansowych rurek i białego T-shirtu założyła żółte szpilki. Dodała sporo biżuterii na rękach i jakiś wisiorek. Kilka kosmyków z przodu podpięła do góry i zrobiła całkiem mocny makijaż. Przemilczała jego pytanie, wyciągając z czeluści walizki małą torebeczkę, którą zawsze brała „na wszelki wypadek”.


~*~
Na razie tylko tu. Nie mogę ruszyć z Rolling.