piątek, 29 marca 2013

Rozdział 14

Była zdecydowana. Wiedziała, że jest w domu i wiedziała, że chce to wykorzystać. Po prostu mu to powie, a co on z tym zrobi, to już inna historia. Jednak z każdym kolejnym schodkiem jej zdecydowanie malało. Kilka ostatnich stopni pokonała już w mozolnym tempie. Stanęła na przeciwko eleganckich, brązowych drzwi bez numeru. Już unosiła rękę zaciśniętą w pięść, aby do nich zapukać, jednak kilka milimetrów od drewna zatrzymała ją. Zerknęła na dzwonek, który znacznie łatwiej było by nacisnąć. Niestety, jak poinformował ją portier, w całym budynku z powodu awarii nie ma prądu. Odeszła kilka kroków. A jednak jest za miękka. Spuściła wzrok i ze łzami w oczach zaczęła zbiegać po schodach.


Biszkoptowy labrador z czerwoną obrożą biegał wesoło po jednym z londyńskich parków, goniąc niczym szczeniak za motylami. Blondynka siedziała na ławce i kryjąc wzrok za czarnymi okularami RayBan, należącymi do kierowcy McLarena, wygrzewała się na słońcu. Oczekiwała na swojego przyjaciela, który jak zwykle trochę się spóźniał. Kiedy się już pojawił, tradycyjnie zaczął ją przepraszać, po czym uśmiechnięty stwierdził, że pięknie wygląda.
- Tak, tylko patrzeć kiedy osiągnę wagę słonia. - zaśmiała się, ukazując szereg białych zębów. Mimo wszystko w końcu zaczęła się szczerze i radośnie uśmiechać. Musiała się z tym wszystkim pogodzić.
- Wyjeżdżam. - oznajmiła po chwili beztroskiej rozmowy. Victor spojrzał na nią okrągłymi jak spodki oczyma. Ledwo był w stanie wykrztusić z siebie ciche "jak to?".
- Tak będzie lepiej. Zauważyłeś jak trzymają się mnie katastrofy? Począwszy od kontuzji łokcia wykluczającej mnie na zawsze z marzeń o karierze tenisistki, przez Ben'a który zdradził mnie z najlepszą przyjaciółką, aż po tą chorą sytuację. Czas to zakończyć. Wczoraj otrzymałam potwierdzenie z Zurychu. Dostałam tam posadę. Wracam do tenisa, w końcu to moja miłość od najmłodszych lat. Narazie będę w pracowała w studio. Potem mam ogromne szanse na wyjazdy na korty. To nigdy nie będzie Tennis World, ale i to dobre. Sprzedałam mieszkanie i spłaciłam je do końca. Kupiłam całkiem fajny domek w Szwajcarii. Mam do ciebie prośbę odnośnie Shelby.
- Jaką? - zapytał, jeszcze bardziej przygnębiony i blady. Natłok informacji podziałał na niego jeszcze gorzej. Sam nie wiedział na której z nich się skupić.
- Nie stać mnie będzie na utrzymywanie jej, a chciałbym oddać ją w dobre ręce. Wiem, że pokochałeś ten samochód tak jak ja więc... - mężczyzna złapał ją za rękę, kiedy głos się jej załamał. Pokiwał głową na znak, że się zgadza. Wiedział doskonale o co jej chodzi. Odkupi ją od niej. Uśmiechnęła się do niego przez łzy, a kiedy to zobaczył mocno ją przytulił.
- A co z Buttonem? Powinien wiedzieć. - zasugerował, kiedy się uspokoiła.
- Nie jestem w stanie mu powiedzieć. Nole także. Tak będzie lepiej. Kiedy Amy Renwick raz na zawsze zniknie z ich życia. Nawet kiedy wrócę do tenisa, będę unikała jakichkolwiek kontaktów z Djokovicem po za pracą. Przede wszystkim to dla Jensona będzie najlepiej. Nie chce mieć ze mną kontaktu, to widać. - wpatrywała się w piaszczystą ścieżkę. Chciała wierzyć, że tak będzie lepiej. Bardzo chciała i powoli się do tego przekonywała. Nole był zamkniętym rozdziałem jej życia. Raz na zawsze. Rozdział związany z Buttonem z bólem i okropną trudnością starała się właśnie domknąć.
- Amy...Jak możesz mu nie powiedzieć? - Davis spojrzał na nią wzrokiem mówiącym, że źle robi. Westchnęła w odpowiedzi.
- Zrobisz jak uważasz. Ale pamiętaj, że to też jego dziecko...

KONIEC

~*~
Jeżeli ktoś jest niezadowolony z zakończenia, zapraszam tutaj we wtorek :)

Wesołych Świąt dziewczęta :)

piątek, 22 marca 2013

Rozdział 13


Wyszła z gabinetu z teczką w ręku. Nie trzasnęła nimi, jak to miała w zwyczaju kiedy James ją do siebie prosił. Zamknęła je po cichu, prawie zupełnie bezgłośnie. Uśmiechnęła się niemrawo do sekretarki i ruszyła szybkim tempem, głośno stukając obcasami swoich czarnych szpilek, ze złotymi czubkami. Wszystko tak, jak zwykle. Jakby kolejny raz dał jej jakąś kompletnie pokręconą misję. Dopiero za szklanymi drzwiami zaczęła oddychać zbyt szybko, a wpatrując się w panoramę Londynu zaczęła płakać. Ileż słów w tym pokoju wyszło spod jej ręki, ile artykułów zostało napisanych, ileż pracy włożyła w tą gazetę. Stworzyła "Tennis World" od podstaw. Była jedną z pierwszych dziennikarzy tutaj. Sama zapracowała sobie na kontakty jakie ma, jakie dała gazecie. Współtworzyła ją tyle lat. A teraz jej wspaniały sen się skończył. Na (jeszcze) jej biurku leżała teczka z referencjami i wypowiedzeniem. Zarząd, który nigdy jej nie lubił, w końcu dopiął swego. Nie chcieli dać jej udziałów w gazecie. Miała je przecież otrzymać po tym sezonie tenisowym. Wiedziała, że będą z tym problemy, ale nie sądziła, że dopną swego i wyrzucą ją. Odwróciła się i rozejrzała po pomieszczeniu. Po tym miesiącu to wszystko nie będzie już do niej należało. Jej pokój zajmie ktoś inny. Nie interesowało jej to, kto będzie teraz pisał o Formule, przecież to miało być tymczasowe! Chciała wrócić po tym sezonie do tenisa! Tymczasem dopadła ją kolejna katastrofa.


Wyszła z redakcji o zupełnie normalnej porze, po drodze na parking wstąpiła do sklepu, by kupić swoje ulubione bułeczki z jabłkami, z restauracji wzięła na wynos makaron z suszonymi pomidorami, a w monopolowym zaopatrzyła się w butelkę wina i szkockiej. Obładowana zakupami zapakowała się do Mustanga i odjechała w stronę domu. Po drodze zatrzymała ją policja. Na kontrolę, bo "taki ładny Mustang rzucił im się w oczy". Miała ochotę im odpowiedzieć, żeby się pieprzyli. Zachowała jednak milczenie. Zatrzasnęła za sobą drzwi mieszkania i zostawiła szpilki na wejściu. Najpierw ukucnęła przy blacie by przywitać się z psem, a potem usiadła oparta o wyspę, drapiąc Lennego za uszami. Nie dbała, czy jej biała sukienka z czarnym kołnierzykiem, która zazwyczaj doprowadzała ją do szału przez łatwość z jaką można było ją pognieść, nie będzie wyglądała jak psu z gardła. Siedziała tępo wpatrując się w szafki stojące przed nią. Kiedy usłyszała swój telefon, pociągnęła za ramiączko torebki i zrzuciła ją niemal na ziemie. Swojego ukochanego Hermesa. Chyba najdroższą pojedynczą rzecz w tym domu, którą traktowała niemal z nabożeństwem. Spojrzała na ekran białego Iphona i odrzuciła połączenie od Victora. Oznaczało to jego wizytę w najbliższym czasie. I tak nie zamierzała otwierać. Potrzebowała pobyć chwilę w samotności. Dźwignęła się by chwycić butelkę szkockiej. Powoli ją otworzyła z zamiarem opróżnienia w pewnej części. Zamiast tego jednak, na sam zapach alkoholu zrobiło jej się niedobrze i wylądowała w łazience.
- Co do cholery? - mruknęła, lekko dysząc i opierając czoło o zimne kafelki. Lenny szczeknął trzy razy, siedząc w progu pomieszczenia. Kiedy doczłapała się do łóżka, uświadomiła sobie jedną, bardzo ważną rzecz. W tym całym zamieszaniu kompletnie straciła rachubę czasu.
- Kurwa mać. - warknęła, zakrywając oczy dłońmi. To, że zemdliło ją na zapach alkoholu to kompletnie inna sprawa. To, że spóźnia się jej okres, było dopiero rzeczą katastrofalną.


Weszła z Lennym do mieszkania, odpięła jego czerwoną skórzaną smycz i odłożyła do szuflady, na jej miejsce. Wraz z psem powlokła się do kuchni, gdzie każde z nich zajęło się swoim napojem. Blondynka usiadła przy stole z butelką wody i westchnęła. Do tej pory nie wierzyła, że straciła prace. Straciła ją, kontakt z Buttonem i jedyne na co miała ochota to sen. Kiedy nie spała, miała ochotę cały czas płakać. Naiwnie nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Pomogła przecież stworzyć "Tennis World", jego renomę i prestiż. Tym czasem oni z niej zrezygnowali. Do tego Button i to wszystko... Oczy miała już pełne łez, kiedy odezwał się jej telefon. Na każdy jego dźwięk sięgała po niego z nadzieją, że to Jenson. Pomyliła się jednak i tym razem. Był to numer, który jeszcze bardziej przyprawił ją o palpitacje serca.
- Kochanie coś się stało? Zaniepokoiła mnie twoja wiadomość. - usłyszała głos matki. Odparła, że tak, wstając na równe nogi i słysząc jak bije jej serce, niemal zagłuszając jej rozmówczynie.
- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego... - blondynka usiadła z powrotem na swoim miejscu i rozpłakała się do telefonu na dobre.

piątek, 15 marca 2013

Rozdział 12


Po powrocie z Finlandii Amy się pochorowała. Nie cierpiała tego, jak chyba każdy. Drugi dzień leżała w łóżku zakatarzona, z chorym gardłem i gorączką, która powodowała, że na przemian trzęsła się pod trzema kocami i kołdrą, albo wachlowała się książką bo było jej tak gorąco. Bolały ją niemal wszystkie mięśnie, głowa i kręgosłup. Żałowała, że poniosła ją wyobraźnia i nie wzięła tam naprawdę ciepłych rzeczy do ubrania. Po pracy wpadał do niej Victor, pilnując żeby brała wszystkie leki i jadła więcej niż dotychczas. Zabierał też Lenny'ego na spacery. Była mu za to niezmiernie wdzięczna.
- Zachowujesz się jakbyś był moją babcią. - zaśmiała się, po wysłuchaniu opowieści co też takiego Brytyjczyk zaserwuje jej na obiad. Jeżeli przeszło jej przez myśl, że przynajmniej trochę schudnie, to musiała chwilowo zapomnieć, że przyjaźni się z Davisem. On cierpiał chyba na brak zajęć pomiędzy pracą, jogą, koszykówką i malowaniem.
- Bo wyglądasz jak kościotrup. - oświadczył, podając jej pomarańcze. Wzięła ją i zaczęła obierać ze skórki. Ona by chciała wyglądać jak kościotrup.
- Przesadzasz. - pokręciła głową, patrząc jak Lenny wbiega do jej sypialni i wskakuje na łóżko. Ułożył się obok niej, kładąc pysk na jej brzuchu i przypatrywał im się tym swoim mądrym wzrokiem. Był bardzo towarzyskim psem. Kiedy tylko ktoś przyszedł, czy coś się działo, on musiał przy tym być.
- W sumie to może lepiej, że się pochorowałaś, przynajmniej mogę cię bezkarnie tuczyć. Odkąd tak się pomieszało z Guziczkiem to marniejesz w oczach. Nie patrz na mnie z wyrzutem. Mam prawo mówić ci prawdę. - rzucił, głaszcząc labradora. Victor i jego szczerość.


- Amy, no dawaj. Wyluzujesz się! - Victor poruszył brwiami. Renwick skrzywiła się nieznacznie, wprawiając mężczyznę w załamanie. W ostatnim czasie chodziła przygnębiona, prawie nic nie jadła i coraz częściej podczas rozmów odpływała do innego świata. Coraz bardziej go to niepokoiło.
- Do jasnej cholery, nie pajacuj! Bo zacznę żałować, że zamiast pomóc ci naprawić sprawę z Djoko, pchałem cie w ramiona Guzika. - rozłożył się  teatralnie na okrągłym fotelu i mierzył ją srogim wzrokiem. Brakowało mu już ostatnio argumentów na nią. A Victorowi Davisowi naprawdę rzadko brakuje argumentów.
- O co ci chodzi? - zmrużyła gniewnie oczy, jakby chciała wypalić mu dziurę w klatce piersiowej.
- O to, że za czasów Nole łatwo było cię wyciągnąć na imprezę i nie wyglądałaś jak siedem nieszczęść, a z twoją urodą i seksapilem to trudny do osiągnięcia stan. - oświadczył. Victor był człowiekiem, który nie bał powiedzieć się prawdy, a że dotyczyło to Amy to uznał za obowiązek, oznajmienia jej tego.
- Czyli co, nagle zmieniłeś zdanie i uważasz, że powinnam być z Novakiem, a nie z Buttonem?! - wstała poddenerwowana i podeszła do okna. Wpatrywała się w nie jak zaczarowana, zakładając ręce na wysokości piersi. Aż przerażało to, jak schudła w ostatnim czasie i jak blado wyglądała. Miał wrażenie, że przed nim stoi jakiś duch, zjawa, ale nie rzeczywista Amy, która niedawno z rumieńcami opowiadała o randce z kierowcą F1.
- Ja ci tego nie sugeruje. Źle mnie zrozumiałaś. Chodzi o to, żebyś ponownie zaczęła żyć. - zaczął gestykulować, jak zawsze kiedy się denerwuje. Dziwne, że jeszcze nie odleciał.
- Przecież... - nie zdążyła dokończyć. Złapała się za skroń i po chwili osunęła się miękko na ziemie, doprowadzając Davisa do stanu przedzawałowego.


Kiedy blondynka powoli otworzyła oczy to, co ujrzała było zaskakujące. Przymknęła je więc z powrotem, zacisnęła mocno powieki, jakby chciała się naprawdę obudzić. To było niemal jak jakiś zły sen. A na dodatek uświadomiła sobie, że kompletnie nie pamięta jak mogła się tu znaleźć. Kiedy ponownie otworzyła oczy nic się nie zmieniło. Ku jej rozpaczy.
- Co tu się dzieje? - wychrypiała, próbując się podnieść, jednak cała trójka dopadła do niej i zakazała tego robić, a Victor wskazał na stojącą obok kroplówkę. Nie cierpiała kroplówek. Od dzieciństwa nie cierpiała kroplówek, zastrzyków i ogólnie szpitali. Przypominało jej zbyt wiele bolesnych rzeczy.
- Napędziłaś mi niezłego stracha. - oświadczył po chwili Davis. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Lekarz powiedział, że jesteś przemęczona i powinnaś zacząć jeść. - wyskoczył Jenson, stojący po drugiej stronie łóżka. Uniosła głowę, by mu się przyjrzeć, po czym spojrzała na wprost, gdzie stał uśmiechnięty co prawda, ale wyraźnie strapiony Nole. Przez chwile sądziła, że ponownie zemdleje. Chciała się podnieść, ale tym razem przeszkodziła jej igła w żyle. Och jak ona tego nie cierpiała.
- Wspaniale. Wiem już, że was przestraszyłam, dlaczego zemdlałam i że potwornie denerwuje mnie ta igła, ale mogę wiedzieć, co wy dwaj tutaj robicie? - zapytała, przenosząc wzrok z Serba na Brytyjczyka i z powrotem. Obydwaj spuścili wzrok. Tak, na pewno o to jej chodziło.
- Proszę was, nie pomagacie. - rzuciła, a zanim którykolwiek z nich zdążył się odezwać do sali wszedł lekarz, na którego widok Victorowi aż zaświeciły się oczy.
- No proszę, ledwo się pani obudziła, a już tylu adoratorów dookoła. - rzucił, uśmiechając się do niej, tuż po tym, jak wyprosił mężczyzn na korytarz. Odmruknęła, że zdecydowanie wolałaby tego uniknąć.
- Wie pani, ja tam się im nie dziwie. - puścił jej oczko, rozbawiając ją. Widocznie taki miał cel. Po przeprowadzeniu krótkiego wywiadu, oznajmił jej kilka rzeczy i wyszedł po wypis. Pierwszy wszedł Davis, na wejściu oznajmiając, że lekarz jest boski. Amy pokręciła głową.
- Powiesz mi, co oni tutaj robią?
- Djokovic był akurat w redakcji, to nie moja sprawka. Ale żebyś widziała jak zbladł! Panowie z pogotowia myśleli, że będą musieli interweniować drugi raz! - zaśmiał się, siadając na krzesełku, obok jej łóżka. Uśmiechnęła się delikatnie. Nole zawsze się o nią troszczył, a ona nie chciała tego zauważyć, bo traktowała to wszystko, jak dobrą zabawę. No i się doigrała. Zapytała Brytyjczyka o Jensona.
- A do guzika zadzwoniłem, bo uznałem, że to dobry moment. Novak trochę zepsuł ten plan, ale co tam - machnął ręką. Jego luz, czasami powalał ją na kolana. Spojrzała za szybę, gdzie sportowcy spokojnie czekali na swoją kolej. Zastanawiała się, co teraz zrobić. Obu zraniła, do obu coś czuła, obaj coś czuli do niej. Zaczynało ją to powoli przerażać.
- I co ja mam według ciebie teraz zrobić? - jęknęła. Davis uniósł brwi do góry i wypuścił, ze świstem powietrze. "Super" - skomentowała cicho pod nosem.
- Najpierw wyjdź ze szpitala. To nie jest dobre miejsce na rozmowy. - rzucił. - Nie lubię szpitali słoneczko. I prosze cię, nie rób mi tak więcej.



Odwieźli ją do domu taksówką, odprowadzili do mieszkania, a potem postanowili, że się nią zajmą. Obyło się bez kłótni i żadnych złośliwych wymian zdań. Panowała wręcz krępująca cisza, przerywana co jakiś czas prośbami mężczyzn o podanie, czy przygotowanie czegoś. Naprawdę się przejęli. Amy natomiast obserwowała wraz z Lennym, który usadowił się na jej kolanach, jak mężczyźni krzątają się po jej mieszkaniu. Wprawiało ją to w zakłopotanie.
- Chłopaki, muszę z wami porozmawiać. - oznajmiła w końcu. A myślała, że już nie będzie używała tego zwrotu w najbliższym czasie. Obydwaj oderwali się od swojej pracy i spojrzeli lekko nieobecnym wzrokiem w jej kierunku.
- Na pewno teraz? Może odpocznij jeszcze trochę. - zatroskany Serb usiadł obok niej. Uśmiechnęła się do niego. Kręcąc głową, powiedziała, że nie ma sensu tego odwlekać. Button milczał. Lenny zajęczał na jej kolanach, patrząc na nią uważnie. Chyba zbytnio przyzwyczaił się do sportowców. Podrapała go za uszami.
- Nie ulega wątpliwości, że trochę nam się to wszystko poplątało. - uśmiechnęła się niemrawo. Cisza. Zdecydowanie nie pomagali jej dzisiaj w rozmowie. Tak opornych ich nie pamiętała.
- Mamy jakieś wino? - zapytała. Stwierdziła, że jest za miękka. Button oburzył się i niemal wykrzyknął, że zwariowała. Lenny czując jak Renwick z zaskoczenia aż się skuliła, zawarczał na Brytyjczyka. Blondynka znowu go uspokoiła.
- Może porozmawiajmy o tym jutro? - ponownie zaproponował Novak. Co on się tak uparł?!
- Do jasnej cholery nie róbcie ze mnie kaleki! - wybuchła ku ich zdziwieniu. - Ja wiem, że was zraniłam i nie cofnę tego, choćbym nie wiem jak bardzo chciała. Mogę was tylko przeprosić. I mieć nadzieje, że kiedyś mi wybaczycie. - rzuciła o wiele ciszej. Pierwszy odezwał się Djokovic. Chwycił jej dłoń i uśmiechnął się, ściskając ją delikatnie. Pokiwał głową na znak, że jej wybaczył. Jenson siedział na końcu kanapy i patrzył na nich.
- Wybaczam ci Amy, nie ma w ogóle o czym mówić. Ale lepiej będzie jeżeli stąd wyjdę. - mruknął z czymś tak bolesnym w spojrzeniu, że kobieta miała łzy w oczach. Podniósł się i szybko opuścił pomieszczenie. Blondynka równie sprawnie się podniosła i pobiegła za nim, nawołując go, żeby czekał, ale nie zdążyła.
- Spokojnie. - poprosił Nole, przytulając ją w progu mieszkania. Rozpłakała się na dobre.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 11

Tak jak się spodziewał, pomimo lekkiego opóźnienia lotu i tak nie zdążył na czas, a nieświadoma niczego Amy odleciała wprost do Espoo. Kiedy znalazła się już na miejscu i w oczekiwaniu na swoje bagaże włączyła telefon, była zaskoczona ilością nieodebranych połączeń, w których przeważały te od Jensona. Zgarnęła z taśmy swoją niewielką walizkę i wybrała numer Brytyjczyka. Odebrał po dwóch sygnałach, jakby warował przy telefonie w oczekiwaniu na rozmowę z nią.
- Coś się stało? - zapytała po krótkim przywitaniu.
- Co robisz w Finalndii? - odpowiedział ostro pytaniem na pytanie Button. Blondynka zmarszczyła czoło, machając w stronę uśmiechniętego Fina, który po nią przyjechał. Zastanawiało ją, któż taki poinformował go o jej wyjeździe. Przeczuwała, że nie będzie mu za to jakoś szczególnie wdzięczna.
- Jestem w pracy. James wysłał mnie do Espoo... - nie dał jej dokończyć. Zazwyczaj to dziennikarze przerywają komuś w połowie zdania, a nie na odwrót.
- W Espoo? No niech zgadnę, zapewne ma to coś wspólnego z Raikkonenem. - zagrzmiał. Nie tylko on się wściekł, Amy nie mogła pojąć jak Jenson mógł to skojarzyć z Kimim, który niczemu nie był winny. Nie należała do osób, które są oazą spokoju i łatwo było ją zdenerwować.
- Wiesz co? Zadzwoń jak wydoroślejesz. - mruknęła zniesmaczona i rozłączyła się. Nie miała zamiaru brnąć w tą chorą rozmowę, bo wiedziała, że do niczego dobrego ona nie doprowadzi. Uśmiechnęła się do kierowcy Lotusa, chcąc pokazać mu, że wszystko gra i wspólnie ruszyli do jego samochodu.


Naprawdę jej wizyta tutaj nie miała nic wspólnego z Iceman'em. Zaoferował jej tylko drobną pomoc, na którą się zgodziła, zważywszy na to, że Finlandia była krajem, którego nie miała jeszcze okazji odwiedzić. Zabawne, była na Madagaskarze, a w Finalndii nie. Tak naprawdę miała napisać o jednym z młodych, dobrze zapowiadających się Fińskich kierowców. Chłopak był już podobno pod obserwacją jednego z programu rozwoju młodych kierowców i miał załapać się do artykułu poświęconym obiecującym talentom, które być może kiedyś dołączą do F1. Na jej liście było pięciu kierowców, o których miała napisać. Oprócz tajemniczego Fina był na niej też Hiszpan, którego pod skrzydła wziął Red Bull, Brytyjczyk z McLarena, kolejny Niemiec, który marzy o byciu następcą Schumachera oraz Polak, który zachwyca w klasach samochodów z dachem. Nie ulegało wątpliwości, że Hough chce powtórzyć zabieg sprzed kilku lat, kiedy w podobnym artykule znalazł się Sergio Perez. Meksykanin do dziś ma słabość do ich gazety, a wiele osób sądzi, że Checo jest ulubieńcem Jamesa. Amy zawsze uważała Buttona za osobę inteligentną, która stroni od teorii spiskowych, ale widać zbyt długo przebywał on w towarzystwie Hamiltona. Uznała to jednak za jego problem i postanowiła skupić się na swojej pracy, gdyż jej szef chyba przestał mieć do niej słabość.


- Wiesz, że jesteś mi winna kolację? - zagadnął Raikkonen, kiedy wracali z rozmowy z Ville. Renwick uprosiła Kimiego, aby się przeszli. Chciała pooddychać świeżym powietrzem i pooglądać trochę miasto. W końcu wyrwała się z pełnego jej problemów Londynu i choć na chwilkę chciała się tu zatrzymać. To co, że przy boku miała gbura nr. 1 w formule. Tak, Kimi nie przestał być chamski dla otoczenia, nie ma co o tym marzyć. Dla niej był miły z niewiadomych powodów, ale podobno z takich niewiadomych powodów zaprzyjaźnił się kilka lat temu z Vettelem. Są po prostu osoby przy których Iceman łagodnieje i tyle, a w czasach Lotusa zdarza się to całkiem często.
- A ja mam lepszą propozycję, chodźmy na drinka. Na pewno polecisz mi coś dobrego. - szturchnęła go, uśmiechając się zawadiacko.
- To prawda zdarzyło mi się zabalować nie raz i nie dwa. - mruknął po cichu, zmieniając wyraz twarzy na lekki uśmieszek, mówiący wszystko.
- I nie dziesięć. - zaśmiała się blondynka, wiedząc, że być może stąpa po cienkiej linii. Och, a kiedy ona po niej nie stąpa? Ostatnio ma wrażenie, że wychyla się na niej tylko w lewo i w prawo.
- Też możliwe - zawtórował jej. Tym razem się udało.


Rzadko kiedy budziła się z takim bólem głowy. Ostatni raz...Z chęcią przypomniałaby sobie ostatni raz, ale potworne kłucie w czaszce jej to uniemożliwiło. Uniosła delikatnie powieki, tak aby upewnić się, że nie dociera tu jakieś oślepiające światło. Nie docierało. Zasłony były szczelnie zasłonięte. Uśmiechnęła się delikatnie, przewracając się na plecy i po chwili zdała sobie sprawę, że to nie jest jej pokój hotelowy. Nie bacząc na jakikolwiek ból podniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej i spanikowana rozejrzała się dookoła. W głowie kołatało się jej tylko jedno pytanie - Co ja tu robię? I po chwili, kiedy w drzwiach pojawił się Raikkonen w dresie, przeżyła chwilę potężnego strachu. Kiedy paraliż w jakimś stopniu już odpuścił, a ona przypomniała sobie jak się oddycha, zapytała Fina o to, o co przed chwilą pytała samą siebie. Kimi przybrał uśmiech niegrzecznego chłopca. A ona miała ochotę zapytać się wujka Google gdzie jest najbliższy most.
- Nie pamiętasz? - zapytał. Pokręciła przecząco głową, a kiedy usiadł obok niej, miała ochotę wylecieć przez okno.
- Szkoda. Było...całkiem fajnie. - oświadczył. W jej chorej wyobraźni, wzmaganej kacem, tworzyły się teraz najgorsze scenariusze wczorajszego wieczoru i jednego była pewna - nigdy więcej nie będzie piła alkoholu w ilościach, po których nie jest w stanie kontrolować nawet kroku.
- Kimi, czy my? - nie mogła się powstrzymać. Blondyn w odpowiedzi uśmiechnął się do niej, a kiedy zbladła parsknął niepohamowanym śmiechem. W tym momencie chwyciła poduszkę i zaczęła go nią okładać, oznajmiając jak bardzo zasługuje teraz na śmierć z jej ręki.
- Niestety byłaś w takim stanie, że jedyne co mówiłaś to Jenson. Jenson to, Jenson tamto. Nie dałem więc rady wciągnąć od ciebie nazwy hotelu. Chyba że nazywał się tak jak Button, to wtedy przepraszam, ale ja byłem w tylko nieco lepszej sytuacji. I nie wykorzystuje już pijanych kobiet. Zwłaszcza kiedy moi koledzy z toru są w nich zakochani po uszy. Wujek Kimi wyrósł już z tego. - uśmiechnął się, wyraźnie dumny z siebie. Amy złapała się za skronie i oświadczyła, że zabije go innym razem, kiedy nie będzie pękała jej głowa. Fin w odpowiedzi poruszył brwiami.

~*~
Kimi atakuje XD

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 10

Chwilę potem rozległo się krótkie pukanie i drzwi się otworzyły. Brytyjczyk stanął w nich jak wmurowany. Zaśmiał się i opierając o klamkę spuścił na chwilę wzrok. Kiedy go podniósł Amy była przy nim i patrzyła na niego przerażonym wzrokiem. Kompletna pustka w jej głowie sprawiała, że nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić czy powiedzieć. Button wiedział jednak doskonale, co chce zrobić w tej chwili.
- Nie chce tego słyszeć. – mruknął, kiedy otwierała usta, by wytłumaczyć mu całą sytuację.
- Myślałem, że masz na tle dużo honoru, żeby pogodzić się ze stratą Amy.- warknął podchodząc do Serba. Brytyjka otworzyła szerzej oczy ze strachu.
- A ja myślałem, że twój honor nie pozwoli ci omamić załamanej kobiety. – odparł mu Novak. Renwick przestała panować nad sytuacją. Zaczynała bać się dalszych czynów i słów rozwścieczonych mężczyzn. Polegała tylko na spokoju jakim w takich sytuacjach zazwyczaj odznaczał się Button. W jego mowie ciała próżno było go jednak szukać.
- Wasza dwójka, jesteście siebie warci – rzucił, oddalając się i wskazując na blondynkę i Djokovica. Próbowała go zatrzymać, ale przed wyjściem poinformował ją, żeby najpierw zastanowiła się nad wszystkim, a dopiero potem się z nim skontaktowała.
- Agr! Niech cię! – warknęła podchodząc do Nole i uderzając pięściami w jego tors. Ten natychmiast złapał jej brodę jedną ręką i delikatnie ścisnął, chcąc żeby się uspokoiła i skupiła się na nim. Z zaciętą miną wpatrywała się w niego.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że mam o tobie zapomnieć, a wyjdę i nigdy więcej mnie tu nie zobaczysz. - poprosił. W jej oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać jedna za drugą po jej policzkach. Jedna za drugą, tą samą drogą. Zdała sobie sprawę, że Los kolejny raz jej dokopał, jakby sama wystarczająco sobie nie potrafiła spieprzyć życia.



Monzę przesiedziała w domu. James wysłał tam tylko Victora, za co w głębi duszy Amy była mu wdzięczna. Na pewno tego zdania nie podzielała jej waga, stojąca w łazience. Kiedy w sobotnie popołudnie po obejrzeniu kwalifikacji coś podkusiło ją do stanięcia na tym właśnie urządzeniu – a chodzą słuchy że to sam diabeł – przeraziła się. Podeszła do lodówki i wyrzuciła wszystkie lody jakie miała, a potem schowała leżące na wierzchu słodycze, aby jej nie kusiły. W cztery dni przytyła zbyt dużo, żeby dalej użalać się nad sobą przy czekoladzie. Na kolację zamówiła już sałatkę z pobliskiej restauracji.
- Lenny, idziemy na spacer. – zagwizdała na psa, który wyłonił się natychmiast zza zakrętu i z merdającym ogonem do niej podbiegł. Założyła mu jego czerwoną smycz i ruszyła do parku. Nie przeszkadzała jej późna pora, postanowiła wybiegać swoje problemy. A kiedy labrador miał już serdecznie dość ruchu odstawiła go do domu i po uzupełnieniu mu porcji wody sama spędziła na świeżym powietrzu jeszcze sporo czasu. Poskutkowało to drgnięciem wagi i trudności z poruszaniem się następnego dnia. Ale problemów wcale nie ubyło.



Siedzenie w domu doprowadzało ją do szaleństwa, ale praca również pierwszy raz okazała się marną odskocznią. Nie potrafiła się na niczym skupić na tyle, żeby napisać coś sensownego, a kiedy jej się to już udało i tak uznawała, że nie upadła tak nisko, żeby coś takiego komukolwiek pokazać. Gdybała co by było gdyby w ogóle się do Djokovica nie odezwała, albo gdyby nie dała Jensonowi żadnej nadziei. W tym momencie mogła tylko gdybać i użalać się nad sobą. Pierwszy raz od odejścia Ben'a. Jej rozmyślania przerwał Victor, wparowując do jej pokoju z propozycją wyjścia na lunch.
- Idź sam. - mruknęła przepraszająco, starając się unikać spotkania jego wzroku. Wiedziała, że to mu się nie spodoba.
- Jak to, idź sam? - zdziwił się mężczyzna.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Nie mam ochoty na nic. - westchnęła, opierając brodę na ręku. Davis uniósł brwi i przez chwilę milczał, przetwarzając dokładnie jej słowa.
- No proszę cię, prędzej czy później wszystko się wyjaśni. A ty nie możesz się tak zamartwiać. To się źle skończy. - zmartwił się.
- To już się tak skończyło Victor. - oznajmiła. Wstała i podeszła do okna. Jeszcze tak niedawno stała tu, przekonana, że Hough po raz kolejny ją wkręca zmieniając jej temat o którym ma pisać. Wtedy wszystko było tak poukładane, albo przynajmniej się takie wydawało. A teraz to prawdziwa katastrofa, jedna za drugą.
- Wpadnij do mnie wieczorem. Zrobię coś dobrego i kalorycznego do jedzenia, i pogadamy o tym twoim Guziczku.



Zamknął za sobą drzwi przyczepy i "zdjął" z twarzy sztuczny uśmiech, który przywdział na podium. Tam trzeba się było cieszyć z drugiego miejsca, żeby nikt nie miał do niego pretensji. Ale teraz, kiedy był sam, mógł skończyć tą szopkę. Wcale nie miał ochoty się uśmiechać. O mały włos nie zakończył wyścigu na starcie, o milimetry minął Romeina i jakoś się odratował. A dlaczego tak późno zaregował? Bo miał przed oczami nie bolid Lotusa rozbijający się na Ferrari Alonso, ale Amy. Dopiero kiedy dotarło do niego, co mogłoby się stać, gdyby nie refleks wziął się w garść i maksymalnie skupił na jeździe. Usiadł na kanapie ustawionej pod ścianą i wypuścił powietrze z głośnym świstem.
- Przecież to jest chore. - mruknął  w przestrzeń. Może Nicole miała rację? Chociaż nie prosił jej o radę i prosił Hamiltona, aby ten zachował wszystko dla siebie (jasne, proś paplę o zachowanie czegoś dla siebie - pomyślał.), to kobieta się wtrąciła. I chyba dobrze zrobiła. Udał się pod prysznic i obiecał sobie, że kiedy spod niego wyjdzie zadzwoni na lotnisko i zarezerwuje bilet na pierwszy samolot do Londynu.
    Zrobił tak, jak zamierzał i jeszcze tego samego wieczoru wyleciał do domu. Przez cały lot układał sobie w głowie różne przemówienia, ale na koniec i tak stwierdził, że najlepiej będzie jak to Amy będzie mówiła, a nie on. A co powie, to będzie wiedział po jej wysłuchaniu. Wprost z lotniska pojechał do niej, ale nie było jej w domu, a przynajmniej nie otwierała. Miał zapasowy klucz, ale stwierdził, że w takiej sytuacji nie będzie go używał. Wrócił do siebie, zjadł coś, wypoczął chwilę po podróży i zadzwonił do niej. Jej telefon był wyłączony. Coraz bardziej mu się to wszystko nie podobało. Mama blondynki zawsze go lubiła, postanowił więc zadzwonić do niej i podpytać co z jego przyjaciółką. Pani Renwick bardzo ucieszyła się jego telefonem. Porozmawiał z nią trochę o pracy, trochę o nim i Amy, a w końcu kiedy dała mu na dłużej dojść do słowa zapytał, czy nie wie może gdzie podziewa się teraz jej córka.
- Jenson, ale przecież Amy wylatuje dziś do Finlandii. - poinformowała go, zdziwiona, że o tym nie wie.
- Jak to do Finlandii? - zapytał podnosząc się z wrażenia z kanapy.
- Nie wiem dokładnie po co, ale zostawiła u nas Lenny'ego więc pewnie na dłużej. Powiedziała, że odezwie się jak wyląduje. - oświadczyła Brytyjka. Button zmarszczył czoło. Co ona do cholery będzie robiła w Finlandii?!
- O której ma samolot? - zapytał.
- Powinni wystartować za kwadrans. - Podziękował za rozmowę i po rozłączeniu się rzucił telefon gdzieś w stronę łóżka. Nie dbał o to, czy tam właśnie wyląduje urządzenie. Nie ulegało wątpliwości, że nie zdąży dojechać na lotnisko przed odlotem. Licząc jednak na jego opóźnienie chwycił kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania. Coś mu bowiem tutaj bardzo nie pasowało.