piątek, 1 marca 2013

Rozdział 10

Chwilę potem rozległo się krótkie pukanie i drzwi się otworzyły. Brytyjczyk stanął w nich jak wmurowany. Zaśmiał się i opierając o klamkę spuścił na chwilę wzrok. Kiedy go podniósł Amy była przy nim i patrzyła na niego przerażonym wzrokiem. Kompletna pustka w jej głowie sprawiała, że nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić czy powiedzieć. Button wiedział jednak doskonale, co chce zrobić w tej chwili.
- Nie chce tego słyszeć. – mruknął, kiedy otwierała usta, by wytłumaczyć mu całą sytuację.
- Myślałem, że masz na tle dużo honoru, żeby pogodzić się ze stratą Amy.- warknął podchodząc do Serba. Brytyjka otworzyła szerzej oczy ze strachu.
- A ja myślałem, że twój honor nie pozwoli ci omamić załamanej kobiety. – odparł mu Novak. Renwick przestała panować nad sytuacją. Zaczynała bać się dalszych czynów i słów rozwścieczonych mężczyzn. Polegała tylko na spokoju jakim w takich sytuacjach zazwyczaj odznaczał się Button. W jego mowie ciała próżno było go jednak szukać.
- Wasza dwójka, jesteście siebie warci – rzucił, oddalając się i wskazując na blondynkę i Djokovica. Próbowała go zatrzymać, ale przed wyjściem poinformował ją, żeby najpierw zastanowiła się nad wszystkim, a dopiero potem się z nim skontaktowała.
- Agr! Niech cię! – warknęła podchodząc do Nole i uderzając pięściami w jego tors. Ten natychmiast złapał jej brodę jedną ręką i delikatnie ścisnął, chcąc żeby się uspokoiła i skupiła się na nim. Z zaciętą miną wpatrywała się w niego.
- Spójrz mi w oczy i powiedz, że mam o tobie zapomnieć, a wyjdę i nigdy więcej mnie tu nie zobaczysz. - poprosił. W jej oczach pojawiły się łzy, które po chwili zaczęły spływać jedna za drugą po jej policzkach. Jedna za drugą, tą samą drogą. Zdała sobie sprawę, że Los kolejny raz jej dokopał, jakby sama wystarczająco sobie nie potrafiła spieprzyć życia.



Monzę przesiedziała w domu. James wysłał tam tylko Victora, za co w głębi duszy Amy była mu wdzięczna. Na pewno tego zdania nie podzielała jej waga, stojąca w łazience. Kiedy w sobotnie popołudnie po obejrzeniu kwalifikacji coś podkusiło ją do stanięcia na tym właśnie urządzeniu – a chodzą słuchy że to sam diabeł – przeraziła się. Podeszła do lodówki i wyrzuciła wszystkie lody jakie miała, a potem schowała leżące na wierzchu słodycze, aby jej nie kusiły. W cztery dni przytyła zbyt dużo, żeby dalej użalać się nad sobą przy czekoladzie. Na kolację zamówiła już sałatkę z pobliskiej restauracji.
- Lenny, idziemy na spacer. – zagwizdała na psa, który wyłonił się natychmiast zza zakrętu i z merdającym ogonem do niej podbiegł. Założyła mu jego czerwoną smycz i ruszyła do parku. Nie przeszkadzała jej późna pora, postanowiła wybiegać swoje problemy. A kiedy labrador miał już serdecznie dość ruchu odstawiła go do domu i po uzupełnieniu mu porcji wody sama spędziła na świeżym powietrzu jeszcze sporo czasu. Poskutkowało to drgnięciem wagi i trudności z poruszaniem się następnego dnia. Ale problemów wcale nie ubyło.



Siedzenie w domu doprowadzało ją do szaleństwa, ale praca również pierwszy raz okazała się marną odskocznią. Nie potrafiła się na niczym skupić na tyle, żeby napisać coś sensownego, a kiedy jej się to już udało i tak uznawała, że nie upadła tak nisko, żeby coś takiego komukolwiek pokazać. Gdybała co by było gdyby w ogóle się do Djokovica nie odezwała, albo gdyby nie dała Jensonowi żadnej nadziei. W tym momencie mogła tylko gdybać i użalać się nad sobą. Pierwszy raz od odejścia Ben'a. Jej rozmyślania przerwał Victor, wparowując do jej pokoju z propozycją wyjścia na lunch.
- Idź sam. - mruknęła przepraszająco, starając się unikać spotkania jego wzroku. Wiedziała, że to mu się nie spodoba.
- Jak to, idź sam? - zdziwił się mężczyzna.
- Nie mam ochoty na jedzenie. Nie mam ochoty na nic. - westchnęła, opierając brodę na ręku. Davis uniósł brwi i przez chwilę milczał, przetwarzając dokładnie jej słowa.
- No proszę cię, prędzej czy później wszystko się wyjaśni. A ty nie możesz się tak zamartwiać. To się źle skończy. - zmartwił się.
- To już się tak skończyło Victor. - oznajmiła. Wstała i podeszła do okna. Jeszcze tak niedawno stała tu, przekonana, że Hough po raz kolejny ją wkręca zmieniając jej temat o którym ma pisać. Wtedy wszystko było tak poukładane, albo przynajmniej się takie wydawało. A teraz to prawdziwa katastrofa, jedna za drugą.
- Wpadnij do mnie wieczorem. Zrobię coś dobrego i kalorycznego do jedzenia, i pogadamy o tym twoim Guziczku.



Zamknął za sobą drzwi przyczepy i "zdjął" z twarzy sztuczny uśmiech, który przywdział na podium. Tam trzeba się było cieszyć z drugiego miejsca, żeby nikt nie miał do niego pretensji. Ale teraz, kiedy był sam, mógł skończyć tą szopkę. Wcale nie miał ochoty się uśmiechać. O mały włos nie zakończył wyścigu na starcie, o milimetry minął Romeina i jakoś się odratował. A dlaczego tak późno zaregował? Bo miał przed oczami nie bolid Lotusa rozbijający się na Ferrari Alonso, ale Amy. Dopiero kiedy dotarło do niego, co mogłoby się stać, gdyby nie refleks wziął się w garść i maksymalnie skupił na jeździe. Usiadł na kanapie ustawionej pod ścianą i wypuścił powietrze z głośnym świstem.
- Przecież to jest chore. - mruknął  w przestrzeń. Może Nicole miała rację? Chociaż nie prosił jej o radę i prosił Hamiltona, aby ten zachował wszystko dla siebie (jasne, proś paplę o zachowanie czegoś dla siebie - pomyślał.), to kobieta się wtrąciła. I chyba dobrze zrobiła. Udał się pod prysznic i obiecał sobie, że kiedy spod niego wyjdzie zadzwoni na lotnisko i zarezerwuje bilet na pierwszy samolot do Londynu.
    Zrobił tak, jak zamierzał i jeszcze tego samego wieczoru wyleciał do domu. Przez cały lot układał sobie w głowie różne przemówienia, ale na koniec i tak stwierdził, że najlepiej będzie jak to Amy będzie mówiła, a nie on. A co powie, to będzie wiedział po jej wysłuchaniu. Wprost z lotniska pojechał do niej, ale nie było jej w domu, a przynajmniej nie otwierała. Miał zapasowy klucz, ale stwierdził, że w takiej sytuacji nie będzie go używał. Wrócił do siebie, zjadł coś, wypoczął chwilę po podróży i zadzwonił do niej. Jej telefon był wyłączony. Coraz bardziej mu się to wszystko nie podobało. Mama blondynki zawsze go lubiła, postanowił więc zadzwonić do niej i podpytać co z jego przyjaciółką. Pani Renwick bardzo ucieszyła się jego telefonem. Porozmawiał z nią trochę o pracy, trochę o nim i Amy, a w końcu kiedy dała mu na dłużej dojść do słowa zapytał, czy nie wie może gdzie podziewa się teraz jej córka.
- Jenson, ale przecież Amy wylatuje dziś do Finlandii. - poinformowała go, zdziwiona, że o tym nie wie.
- Jak to do Finlandii? - zapytał podnosząc się z wrażenia z kanapy.
- Nie wiem dokładnie po co, ale zostawiła u nas Lenny'ego więc pewnie na dłużej. Powiedziała, że odezwie się jak wyląduje. - oświadczyła Brytyjka. Button zmarszczył czoło. Co ona do cholery będzie robiła w Finlandii?!
- O której ma samolot? - zapytał.
- Powinni wystartować za kwadrans. - Podziękował za rozmowę i po rozłączeniu się rzucił telefon gdzieś w stronę łóżka. Nie dbał o to, czy tam właśnie wyląduje urządzenie. Nie ulegało wątpliwości, że nie zdąży dojechać na lotnisko przed odlotem. Licząc jednak na jego opóźnienie chwycił kluczyki od samochodu i wybiegł z mieszkania. Coś mu bowiem tutaj bardzo nie pasowało.

3 komentarze:

  1. Finlandia??? Ale o co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. OooooooooMMMMMMMGGGGGG! Myślałam, że Jenson przyłoży Nole i szczerze powiedziawszy na to właśnie liczyłam, ale jak na złość chłopak się opanował, jak to on ma w zwyczaju. Kurcze, nigdy nie widziałam go zdenerwowanego. Raz mógłby pokazać, że też potrafi się wściec.
    Amy chyba sama nie wie czego chce. Ciekawa jestem co ostatecznie powiedziała Nole. Kazała my wynosić się z mieszkania, czy po prostu się nie odezwała i utwierdziła go w przekonaniu, że jednak dalej coś do niego czuje.
    Refleks Buttona jest genialny. Jednak uznał, że za bardzo mu zależy na Amy by ot tak odpuścić?? Cudownie, Guzik wkracza do akcji!! Oby tylko zdążył zanim samolot wywiezie Amy do Finlandii. Swoją drogą, dlaczego aż tam??
    Pisz szybko nowy, bo oszaleję z ciekawości.
    FunnyK

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję zgodnie z obietnicą o publikacji opowiadania na www.fallinloveandkill.blog.onet.pl :-)
    FunnyK

    OdpowiedzUsuń