wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział 8


Amy usiadła w swoim ulubionym miejscu w sypialni, tuż przy oknie i opierając brodę na kolanach wpatrywała się w panoramę miasta. Nie dlatego, że nie miała co ze sobą zrobić, ale żeby wszystko przemyśleć. I po raz pierwszy od dłuższego czasu udało jej się co nieco poukładać. Kiedy więc na ekranie jej laptopa po raz trzeci pojawiło się okno skype odebrała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Gotowa na randkę? – zaczął Victor, ale kiedy tylko włączyła kamerkę uniósł brwi do góry. Jakoś jasny sweter i spodnie w zielonym, butelkowym kolorze nie pasowały mu na tę okazję.
- Jeszcze nie. Nie wiem co mam ubrać. – oświadczyła, kładąc laptop na łóżku i podchodząc do szafy. Mężczyzna westchnął tylko okazując swoje załamanie.
- Sukienka, czy spodnie? – zapytała, rozsuwając dwa środkowe skrzydła swojej kremowej szafy. Po chwili zastanowienia Davis odparł, że sukienka. Blondynka stanęła przed częścią szafy, w której wisiały właśnie sukienki i zaczęła szukać odpowiedniej.
- Ta z ozdobnym kołnierzykiem czy ta jasna? – mruknęła, ukazując mu dwa materiały na wieszakach.
- Żadna. Dawaj tą nową niebieską. – niemal rozkazał. Amy odłożyła więc to co miała w rękach i chwyciła niebieską, z zamkiem przy dekolcie, z krótkim rękawem, sięgającą do połowy uda, a z tyłu pokaźnie wyciętą.
- Serio? Tak w ogóle, to jak dałam ci się na mówić na ten dekolt? – zapytała, kładąc ją na łóżku i wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Niby nie był taki duży, ale wydawało się, że to najbardziej pokaźny dekolt jaki ma w szafie.
- Dar przekonywania. – odparł dumnie Victor. Brytyjka pokręciła głową i po chwili pożegnała się, obiecując, że jutro do niego zadzwoni. Zostało jej niewiele czasu, ale pozwoliła sobie na długi, ciepły prysznic, żeby się dobrze nastroić. Potem posmarowała się balsamem o lekkim, owocowym zapachu i pomalowała paznokcie. Uszczęśliwiony Lenny pałętał się jej pod nogami, machając ogonem i przyglądając się jej, w czasie w którym ona się malowała. Kiedy już wcisnęła się w sukienkę ze swojej pokaźnej kolekcji butów wybrała najzwyklejsze czarne wysokie czółenka. Spakowała się do niewielkiej czarnej torebki, wysadzanej ćwiekami i wyciągnęła z szafy swoją czarną skórzaną kurtkę.
- Będziesz grzeczny, prawda? – rzuciła, siadając obok swojego labradora na łóżku i zajmując go pieszczotami. Całe szczęście, że miała Lenny’ego. Był jej wierny od trzech lat i czasami naprawdę uświadamiała sobie, że jedną z najlepszych decyzji ostatnich lat było zabranie bezbronnego psiaka ze schroniska. Lenny został zabrany wraz z kilkunastoma innymi psami z hodowli, w której panowały skandaliczne warunki. Wychudzony i z zaropiałymi oczkami nie zwrócił uwagi nikogo, oprócz niej. Szczeniąt było tam mnóstwo, ale to on, leżąc cicho w kącie zdobył jej serce. I już następnego dnia wylegiwał się na jej kanapie. I tak zostało do dziś.


- Jenson, proszę cię. – blondynka ponownie zaniosła się głośnym śmiechem, próbując wyszukać w torebce kluczy od mieszkania. Od wejścia do budynku nie udało jej się tego zrobić, a przecież nie miała ze sobą ”worka” jak to lubił określać Brytyjczyk, tylko malutką torebeczkę. Nie stanowiło to jednak problemu dla kluczy, które "schowały" się przed nią naprawdę dobrze.
- Mam znajomego ślusarza, dzwonić? – zapytał, machając jej przed nosem swoją komórką. W odpowiedzi uderzyła go łokciem w bok. To by dopiero było zakończenie randki!
- Ha! Mam! – oświadczyła triumfalnie brzdękając głośno kluczami. Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku, jakby chcąc mu pokazać, że to te, których potrzebowała.
- Mówiłem ci już dziś, że wyglądasz cudownie? – mruknął jej na ucho, po czym musnął dołeczek tuż za nim. Amy zachichotała cicho. Victorowi się te określenie nie spodoba.
- Davis już o to zadbał, wyrażając swoje zdanie dosadnie. – odparła. Brytyjczyk roześmiał się, jakby doskonale wiedząc o co chodziło jej przyjacielowi.
- Miał rację, wyglądasz seksownie. – spoważniał na chwilę, po czym pocałował ją. Pozwoliła mu przejąć inicjatywę. Nie minęła jednak chwila jak opierając się o uchylone drzwi wylądowali na podłodze z głośnym łomotem. A Lenny niemal rzucił się na nich z kłami.
- Nie. Wytrzymam. – wykrztusiła, próbując złapać oddech i niemal turlając się po podłodze ze śmiechu. Button zaraz po tym jak wylądował obok niej też zaniósł się donośnym śmiechem. Amy była niemal pewna, że zaraz ktoś poinformuje nocnego dozorcę o dziwnych sytuacjach u niej w mieszkaniu i strażnik wparuje tu przekonany, że zostanie bohaterem dzielnicy. Kierowca kopnął nogą drzwi, zamykając je z kolejnym hukiem, ale o wiele mniejszym niż tym, który rozległ się po ich ”spotkaniu” z parkietem.
- Dlaczego otworzyłaś drzwi? – zapytał, gestykulując. Renwick pokręciła głową, na znak że nie ma pojęcia. Nadal nie była w stanie nic powiedzieć. Dopiero po kilku próbach i głębszych wdechach, podniosła się z poziomu podłogi.
- Napijesz się wina? – zaproponowała, ściągając kurtkę i rzucając ją na oparcie sofy. Mężczyzna w odpowiedzi pokiwał głową. Wyjęła dwie lampki, otworzone dzisiaj wino i rozlała je do kieliszków. Podała mu jeden, stając obok niego, przy oknie. Podziękował i przeniósł wzrok z nocnej panoramy Londynu na nią. Objął ją ramieniem i pocałował w skroń.
- Dziękuję za ten wieczór. – szepnęła, uśmiechając się do niego delikatnie.


Cały czas jej umysł zaprzątał wczorajszy wieczór i to nie z powodu bolących po upadku pleców. Czuła perfumy Buttona, jego ciepły dotyk, słyszała jego śmiech. Zabawne było to, że to wszystko stało się tak nagle, niemal z dnia na dzień i wyjątkowo jej to nie martwiło. Chociaż zapewne powinno, bo w jej życiu uczuciowym nigdy nie mogło być długo dobrze.
- Amy, mam nadzieję, że zamyśliłaś się tak nad czymś związanym z nowym numerem. -  oświadczył James, stukając czerwonym markerem o blat stołu, przy którym siedzieli. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
- Jak może pan wątpić, w to, że jest inaczej. – odparła, siadając wygodniej na swoim krześle. Mężczyzna pokiwał głową i nakazał kontynuowanie wywodu jednemu ze swoich pracowników. Od tego czasu jednak uważnie przyglądał się blondynce.
- A oto lista waszych artykułów. – oświadczył niski blondyn, poprawiając okulary i rozdając kartki. Renwick szybko przewertowała swój rozkład obowiązków i ze skrywaną radością zobaczyła tam nowy punkt, którym był dokument o zespołach „od kuchni”. Była do tego perfekcyjnie przygotowana. Martin zgodził się, aby pierwsza część była o McLarenie, Amy przygotowała listę tematów następnych artykułów i nie wątpiła o to, czy James to zatwierdzi.
- Widzę, że polubiłaś formułę. – zagadnął Hough, kiedy opuszczali salę konferencyjną. Potwierdziła jego domysły.
- To dobrze. Tylko niech ci się szybko nie znudzi. – rzucił i udał się w kierunku swojego gabinetu. Pokręciła lekko głową i skierowała się do siebie. Ledwo usadowiła się za biurkiem i otworzyła laptopa z zamiarem zamówienia biletów lotniczych do Belgii i wejściówki na tor w Spa, do pokoju wparował Victor.
- Nie zamawiaj dla mnie biletów. – westchnął, poprawiając włosy. Dziennikarka zabrała dłonie z klawiatury i przyjrzała mu się mrużąc oczy. Jak to nie zamawiaj dla mnie biletu? – pragnęła się dowiedzieć.
- Spa jest całe twoje. Ja w tym czasie mam przeprowadzić wywiad z kierowcą spoza stawki. – wzruszył ramionami. Amy zrobiła tak zwaną „podkówkę”. Rzadko zdarzało się aby ich rozdzielano w pracy.
- No ale opowiadaj o tej waszej randce! – zatarł ręce i poprawił się w fotelu, jakby przygotowując się na dokładną relację. Kiedy już ją usłyszał, zwijał się ze śmiechu. Prawie zupełnie tak jak oni wczoraj.
- Przyznam szczerze, że facet ma wyobraźnie. Na pierwszej randce i już na podłodze? – pokręcił głową Davis, a po chwili oberwał rzuconym przez oburzoną blondynkę długopisem. Pomimo tak długiej współpracy nadal niektóre teksty Victora rozkładają ją na łopatki.
- Jesteś okropny! – skomentowała ze śmiechem. – Tylko jedno ci w głowie!
- Co poradzisz? – odrzekł, rozkładając ręce.
- Mam nie załatwione sprawy z Djokovicem. – rzuciła, w odpowiedzi na pytanie przyjaciela, jakie ma dzisiaj plany. Jednocześnie potwierdziła zamówienie biletu w Ardeny. Żałowała, że nie będzie z nią jej towarzysza w pracy. Jeżeli będzie miała problem, obydwoje wydadzą fortunę na rozmowy telefoniczne.
- Button wie?
- Button jest jak bóg, wie wszystko. – zaśmiała się, składając kartkę ze swoimi obowiązkami na ten miesiąc i włożyła ją do swojej torebki.
- Bogiem to on jest, ale seksu. – skomentował i puścił jej oczko przed wyjściem z pokoju. I jak tu przejść do takich komentarzy na porządku dziennym?



Tego wieczoru nad Londynem oberwała się chmura. To nie była zwykła brytyjska mżawka, tylko prawdziwa ulewa. Ani Amy, ani nawet Lenny nie byli specjalnie zadowoleni z faktu, że musieli opuścić mieszkanie. Wieczorne wyście jednak się labradorowi należało. Więc uzbrojona w deszczówkę udała się z psem na krótki spacer do pobliskiego parku.
- No mój drogi czeka cię porządne pranie. – westchnęła, poprawiając kaptur kurtki i spoglądając na brudnego, biszkoptowego – do niedawna – pupila. W odpowiedzi zwierzę zaszczekało dwa razy, przyglądając się swojej pani.
- Oj Lenny, Lenny – mruknęła. Biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo traktuje on kąpiel jako zabawę, nie widziała spotkania z Djokovicem w kolorowych barwach. O ile nie otworzy mu drzwi od mokrego mieszkania cała w pianie, to przynajmniej kompletnie nieprzygotowana.

2 komentarze:

  1. Przeczytane, daję znać. Skomentuję jak znajdę chwilę:-)
    Frania

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowy rozdział na http://story-about-f1.blogspot.com/
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń